Wrzesień – to czas zmian dla rodziców dzieci szkolnych. Szczególnie tych przedszkolnych i podstawówkowych. Do których i ja się zaliczam. A po 2 miesiącach wolności – ciężko przestawić się na nowe tory. I mi – i dzieciakom. Jednak marudzić nie zamierzam – po prostu – napiszę co u nas.
Wrzesień – wyprawkowe szaleństwo
Tak moi mili – końcówka wakacji i początek września to intensywne zakupy do szkoły. Także u nas. O tym co kupiliśmy w ramach wyprawki – czyli lista do szkoły – oraz ile na to kasy poszło przeczytacie w ostatnich wpisach. Więc powtarzać się nie będę.
Za to zauważyłam – że my rodzice – ulegamy szaleństwu zakupowemu z przyborami do szkoły. Sama je u siebie zauważam – i ciężko jest mi z nim walczyć. Nie wiem – czy to dlatego że gdy ja byłam dzieckiem –
- była mniejsza różnorodność produktów szkolnych?
- A może moja mania kolekcjonerska się odzywa?
- Czy też chęć zobaczenia szerokiego uśmiechu na twarzy dziecka (który czasami jest mimo wszystko mniej szeroki od mojego).
- A może podświadoma chęć zrekompensowania sobie lub im czegoś?
- A może geny? Moja mama z podobnym zaangażowaniem robi kolejne setki przetworów. A u mnie po prostu objawia się to inaczej 😉
W każdym razie – od 3 – 4 tygodni w żadnym sklepie nie potrafię obojętnie przejść obok półek z przyborami szkolnymi. Nawet dzisiaj w Biedronce – jeszcze ołówki różnej twardości wygrzebałam dla Pauli. Bo w zestawie było 6 rożnych ołówków – a ja jej kupiłam tylko 3 (grunt to sobie racjonalnie wytłumaczyć powód). Pocieszcie mnie – i napiszcie jeśli to szaleństwo też Was dopadło. I że jak o nim głośno napisałam – w końcu mnie opuści.
Wrzesień – poranne wstawanie
W tym temacie robi się strasznie i ponuro. Jesień postępuje – co widać na wsi znacznie bardziej. Gołe zaorane pola i niekończący się zapach wywożonego obornika to ostatnimi czasy nasz chleb powszedni. Na szczęście na to drugie zaraz sezon się skończy. Oraz budzik ustawiony na 6 i poranne wyciąganie dzieciaków z łóżek. Paula póki co sama wstaje. Wiki niekoniecznie. Potem pertraktacje, prośby i groźby by się ubrała. Kolejny etap – czesanie, śniadanie, kanapki, picie i wyjście z domu ostatecznie. Zawiezienie pociech do szkoły – i szybka jazda do pracy. A jeszcze kilka dni temu – po prostu wstawałam, ubierałam się i wychodziłam z domu 🙂 Wyjście mogłam ogarnąć w 10 minut. Drugie tyle dojazd do pracy z przerwą na kupno śniadania. Następna taka możliwość – dopiero w grudniu.
Wrzesień – seriale
Dwa tygodnie temu postanowiłam sprawdzić – co takiego ludziom podoba się w serialu Crown czyli Korona na Netflixie. Nie powiem. Na decyzję włączenia pierwszego odcinka u mnie spory wpływ miała plotka – nie plotka, że moja ulubiona aktorka serialowa – Gillian Anderson (i jej niezapomniane Z archiwum X) zacznie grać w trzecim sezonie rolę premier Margaret Thatcher. Nie wiem czy faktycznie to zrobi – jednak serial włączyłam…. I przepadłam.
Pierwszy odcinek zaintrygował, drugi sprawił, że już od całych 2 serii oderwać się nie mogłam. A ogólnie nie jestem ani zagorzałą fanką seriali brytyjskich, ani osobą która interesowałaby się monarchią brytyjską i życiem angielskiej królowej. Coś tam o księciu Karolu się słyszało, jego żonie i dzieciach. Jednak królowa i jej mąż – dla mnie to była czysta karta. Mimo to – iż to nie są moje klimaty – serial strasznie mi się podobał. Za historię – której nie znałam, poruszane wątki – totalnie obce dla mnie w tych pierwszych 2 sezonach
i specyficzne poczucie humoru. Oraz główną bohaterkę. Po tym serialu po pierwsze żywię jakieś uczucia do królowej. Po drugie są one nawet ciepłe. Więcej nie zdradzam – i z niecierpliwością czekam na premierę 3 sezonu. Równie wielką niecierpliwością jak na premierę Wiedźmina 🙂
Z seriali – które obejrzałam w wakacje i polecam – to Ania – nie Anna. Kolejna interpretacja Ani z Zielonego Wzgórza – która wcale nie jest starym odgrzewanym kotletem. Idealne kino rodzinne w każdym wieku.
A ponadto – poza rozrywką – w ten sposób osłuchuję się z angielskim. Ten brytyjski jest nieziemski. Filmy oglądam jak w kinie. Czyli bez lektora – jedynie z polskimi napisami na dole ekranu.
Wrzesień – budżet domowy
Od jakiegoś czasu chodzi za mną myśl – by pisać artykuły podsumowujące wydatki naszej rodziny w ciągu miesiąca. Wcześniej widziałam same ale i przeciwności.
Po pierwsze i najważniejsze nie byłam mentalnie gotowa na taką transparentność i dzielenie się kosztami naszego życia. Jednak – w kilku wpisach – poruszałam zagadnienia naszych wydatków na przykład na wychowanie dzieci. Przeżyłam ocenę czytelników – i dalej normalnie funkcjonuję. Więc chyba jednak nie taki diabeł straszny jak go malują. A strach wymyślony przeze mnie – jest większy od tego prawdziwego.
Po drugie nasze koszty życia nie są typowe. Albo inaczej. Są typowe – ale dla osób mieszkających w wielopokoleniowej rodzinie na wsi. A takich – aż tak wiele podejrzewam, że nie ma. Więc co komu po egzotyce? Ciężko będzie się z nami porównać – bo moja sytuacja i wydatki różnią się od budżetu podawanego swego czasu na przykład przez Michała Szafrańskiego.
Z drugiej strony – każdy – ja też – lubi zaglądać do portfela innych osób 🙂 I porównywać ze swoimi wynikami. Więc może jednak warto. Mimo tych różnic w kategoriach i rubrykach w budżecie. Część – jakby nie było – się pokrywa.
A ponadto skoro piszę o finansach – być może w ten sposób zwiększę swoją wiarygodność u Was. Że wiem co robię – i umiem ogarnąć nasze finanse. Albo – że też jestem tylko człowiekiem ze wzlotami i upadkami – który stara się lepiej zarządzać pieniędzmi, które ma. I zrealizować plan emerytalny bez pomocy Państwa.
Więc – jeśli to czytasz – proszę zostaw komentarz – czy chciałabyś poznać nasze wydatki miesięczne i czy wpisy, o sposobie realizacji budżetu domowego mają dla Ciebie jakąś wartość. W ten sposób – na pewno ułatwisz mi podjęcie decyzji.
I to tyle na dziś w temacie życia Mamoników na przełomie wakacji i września. Proszę pamiętaj – by zostawić komentarz o tym co myślisz na temat wpisów budżetowych. Dla Ciebie to tylko chwilka – a dla mnie ogromna pomoc.
A na koniec na wesoło. Mam nadzieję że Panowie mimo wszystko choć się uśmiechną. Ostatecznie świadczy o życiowych priorytetach.
Jeśli chodzi o dzielenie się wydatkami, to mimo że robię to już kilka lat też ciągle mam chwile zwątpienia. Tak po prawdzie to nadal nie powiedziałam bliskim, że „hej, tak w ogóle to prowadzę takiego bloga i mówię w nim ile wydajemy na życie”… 😉 Także powoli wychodzę „do ludzi”, ale idzie mi to ciężko, bo w życiu ogólnie jestem introwertyczna, mimochodem drogą internetu jednak pokazuję, że jestem w sieci. Druga sprawa to poruszony przez Ciebie tryb życia. Kurcze, u nas on się z 5 razy chyba zmienił – i nadal zmienia! – odkąd prowadzę budżet. I też często piszę „w tych miesiącach u nas trochę nietypowo” i ostatnio stwierdziłam, że guzik prawda, bo ta zmienność, nietypowość to chyba właśnie nasza norma… 😉 Mimo że nie mieszkam wielopokoleniowo to osobiście chętnie poczytałabym o takich budżetach, nigdy przecież nie wiadomo, jaki pomysł wpadnie nam za rok czy dwa… 🙂
Klaudia – dzięki za komentarz 🙂 O nietypowych wydatkach które mam na myśli – to na przykład paliwo do ciągnika – mamy kawałek ziemi i sadzimy na nim ziemniaki i siejemy zboże na przykład. Albo pasza dla zwierzaków 🙂 Nie karma dla psa – ale pasza dla kur czy witaminy dla świń. Są różnice – i już je widzę 🙂 Nie mam czynszu – mam koszt utrzymania domu na 2 rodziny. I wydatki na wymianę dachu:) A co do ujawniania się. O blogu wie mąż i siostra 😉 reszcie się nie pochwaliłam 🙂 Więc też robię to incognito – nawet zdjęć facjaty nie umieszczam 😉 Ani swojej – ani dzieciaków 🙂 Może kiedyś dojrzeję do tego. Na razie po walce z sobą jest tutaj jedno moje zdjęcie 😉
Mieszkam w rodzinie wielopokoleniowej i właśnie brakuje mi takich zestawów finansowanych np.jak ogarnąć wydatki mieszkając z rodzicami do tego jeszcze na „jednej” lodówce 😀 aby się „porównać” , chociaż nie o porównywanie chodzi. Jak dla mnie, spróbuj – nic nie tracisz.ja już z niecierpliwością czekam na takie podsumowania 🙂
Wrzesień to dla rodziców i dzieciaków rzeczywiście szaleństwo. Dobrze że potem wracamy do normalności….
Cudny ten wasz kotek 🙂 ( i piesek zresztą też )
Dzięki Ulka 🙂 Kotek miał zostać tylko na chwilę – póki mu domu nowego nie znajdziemy … Ale Wiki przywiązała się do niej tak bardzo – że nawet nie chce słowa słyszeć o innym domku dla niej 🙂
Chętnie poczytam
Dzięki Kasia za komentarz. Czyli kolejny głos na TAK