Zarabianie na blogu
Zarabianie na blogu

Zarabianie na blogu – czy to etyczne?

Zarabianie na blogu od lat budzi wielkie kontrowersje w świecie blogerów i ludzi blogi czytających. Z jednej strony każdy, kto pisze bloga chciałby zostać doceniony. Także finansowo. Najczęściej w postaci fajnego zlecenia od reklamodawcy z odpowiednio fajnym wynagrodzeniem. Z drugiej strony jednak każdy bloger boi się posądzenia czy komentarzy typu no proszę – i Ty się sprzedałeś. Nie ważne czy słusznie czy nie, na 99 procent prędzej czy później taki komentarz padnie. Więc co robić? Sprzedać duszę diabłu za kilka drobniaków, czy twardo wychodzić z założenia – że blogowanie to hobby. I na hobby się nie zarabia. Dlatego dzisiaj chciałabym swoje 3 grosze w tej dyskusji dołożyć 🙂

Zarabianie na blogu – a hobby

Pierwsza kwestia – hobby czy nie hobby? Zamiast gnić przed telewizorem i zgłębiać tajniki kolejnego serialu – blogerom zdarza się zarywać nocki i pogłębiać swoją wiedzę z danego zakresu. Mi się zdarza. Znam (wirtualnie) wiele innych osób – które też to robią. A to już pracą pachnie. Fakt – taka wykonywaną dla samego siebie i swojego widzimisię. Ale jednak praca.
Inna kwestia. W mojej okolicy jest kilku naprawdę mocno zafiksowanych gołębiarzy. Hodują je, krzyżują, dokarmiają i co tam jeszcze się z tymi gołębiami robi. I najważniejsza sprawa. Wypuszczają je na loty. Czasami naprawdę ogromne odległości pokonują – by wypuścić gołąbki i sprawdzić – który trafi do domu. Wiele nie wraca.

gołąb

Te co wracają – zdobywają nagrody dla hodowcy. Co więcej – osoby hodujące gołębie pocztowe nawet zawody urządzają. Z poważnymi sponsorami i wygranymi wartymi zachodu (typu samochody prosto z salonu). Ale na tym nie koniec. Sprzedają potomstwo zwycięzców, czasami reklamują produkty różnych firm. I co? I nikt nie woła, że zrobili to dla kasy. Ludzie zazdroszczą, podziwiają – jednak nie oceniają intencji. Podświadomie rozumieją – że trzeba być mocno zakręconym na punkcie gołębi – by poświęcać im każdą wolną chwilę. A nie każdemu się chce. Dodatkowo wiedzą – że takie hobby wymaga nakładów finansowych i czasu. I często motywacji. Do ogarniania wszystkiego dzień w dzień. To przecież wyrzeczenia, kombinowanie, układanie pozostałych dziedzin życia pod hobby i hobby pod życie. Tak – by wszystko ze sobą grało. A czasami łatwo i przyjemnie nie jest. Mimo to robią to – a dodatkowa motywacja pojawia się – gdy widzą – że coś im wychodzi, że zostają docenieni za swój trud i że osiągnęli korzyści – także te majątkowe.
Więc w końcu jak jest – jednym wolno zarabiać na hobby – a innym nie?

Zarabianie na blogu – a poświęcony czas i motywacja

Pamiętam – jak po poście Michała Szafrańskiego – w którym dzielił się informacją o zarobkach z afiliacji jednego produktu bankowego nowych blogów pojawiło się jak grzybów po deszczu. Tym bardziej że temat był chwytliwy i medialny – i wiele portali ogólnokrajowych swoje kilka kropel oliwy do i tak płonącego ognia dolało. Jednak – te blogi – po miesiącach, czasem roku lub 2 znikały. Ich właściciele z bólem serca odkrywali – że blogowanie nie jest łatwym sposobem na szybka kasę. To, że jednemu to wyszło – jeszcze nie przesądza o sukcesie reszty. Z tego powodu – prędzej czy później dochodzili do wniosku – że pieniądze to jednak gdzie indziej – łatwiej się zarabia.
Ot takie szybkie i proste wyliczenia na moim przykładzie. Bo tu wiem, o czym piszę i jak wyglądają statystyki. Bloguję ponad rok. Moje wpisy na tym blogu zaczęły się pojawiać od marca 2017 roku. Przeciętnie jeden post tworzę 3 – 4 godziny. Krócej – mało kiedy. Dłużej – gdy nie mam weny lub nie do końca mam pomysł na wpis – zdarza się dość często. Kolejna godzina na wrzucenie artykułu na blog i ogarnięcie go pod względem wizualnym i seo. Nagłówki, pogrubienia, zdjęcia, słowa kluczowe i tak dalej. Szczegóły – dzięki którym mam nadzieję – że blog z czasem będzie bardziej widoczny w wyszukiwarkach. Nie liczę czasu – który potrzebowałam na znalezienie odpowiednich materiałów na wpis. Czy ile czasu się biłam ze sobą w myślach czy dany temat poruszyć. To robiłam dla siebie i przez siebie. Aczkolwiek jeśli chodzi o dokształcanie – blog jest motywacją do bardziej zorganizowanego działania w tym zakresie.
Na dzień dzisiejszy na blogu mam ponad 100 wpisów. To oznacza – że mamonik.pl pochłonął ponad 400 godzin z mojego życia. To 50 dni spędzonych w pracy 8-godzinnej. Lub prawie 17 pełnych 24 -godzinnych dni. W tym czasie – mogłabym podjąć się dodatkowych zleceń czy popracować dorywczo. By przybliżyć termin realizacji mojego celu emerytalnego. Czyli kupna mieszkania na wynajem. 400 godzin x 15 zł za godzinę (raczej zaniżam koszt godziny pracy niż go winduję w górę) – daje dodatkowe 6 tyś w domowym budżecie w ciągu roku. Dla niektórych grosze – dla innych pieniądze, po które warto się schylić. Nie ukrywam – że należę do tej drugiej grupy.
Więc co? Teraz rzucam całe to blogowanie i szukam pracy po godzinach? W końcu pod kątem ekonomicznym – na dzień dzisiejszy – bardziej opłacalna opcja.
Jeśli chcecie znać odpowiedź – to brzmi ona NIE. Dalej czuję potrzebę pisania o edukacji finansowej dzieciaków i ich rodziców. I dalej widzę dla siebie szerokie pole działania. A jeśli komuś – choć jednej osobie – ten blog pomoże wyjść na prostą i ogarnąć finanse – było warto. Tak po prostu. Nasze życie i wartości to nie tylko pieniądze. Aczkolwiek i one są ważne. I dzięki nim łatwiej zrealizować cele.
I aby być z Wami do końca szczerą.
Póki co dzięki blogowi Mamonik.pl zyskałam foto książkę – o równowartości 70 – 100 zł i 3 wpisy inspirowane za 100 zł brutto każdy. Szaleństwa nie ma 😉 Co wychodzi – średnio 4 zł za każdy wpis – czyli 1 zł za każdą poświęconą godzinę 🙂 W sumie i tak jestem pozytywnie zdziwiona, że blog został dostrzeżony przez osoby reklamujące swoje produkty czy usługi. To motywuje do dalszej pracy.

Zarabianie na blogowaniu – biorę wszystko

Dużo serfuję po necie i na dużo blogów zaglądam. Część z nich – to blogi na których recenzja goni recenzję produktu. Od paczki budyniu, po podpaski, książki, przyprawy, pieluchy i tak dalej. Na te blogi zwykle wchodzę – i zaraz wychodzę. Blog wygląda jak stragan, na środku którego stoi blogerka – przekupka i zachwala dokładnie wszystko, co wpadło jej w ręce. Pewnie – będąc firmą też chciałabym mieć za współpracę i wysłany produkt „za darmo” same pozytywne opinie i ochy i achy.

blogerka przekupka

Jednak i firmo, i blogerko – kto weźmie na poważnie taką recenzję? No chyba że firmy traktują takie wpisy jako zaplecze. Wtedy rozumiem firmę. Blogerkę być może bym zrozumiała, gdybym znała jej sytuację. Nie znam – nie oceniam.
Ale fakt pozostaje faktem. Twarz mamy tylko jedną, nazwisko też. Jeśli damy się poznać jako osoba, która na swoim prywatnym blogu zrecenzuje wszystko i tylko w superlatywach – poważne oferty nam nie grożą za większe pieniądze. Po co płacić nam więcej – jak za mniej dostanie firma dokładnie to samo. Dodatkowo – wycena bloga zawsze i wszędzie uzależniona jest od liczby czytelników. A kto z nas jest chętny poświęcić kilka godzin na czytanie recenzji produktów na jednym blogu? Ja nie… I wierną czytelniczką takiego bloga po prostu nie zostanę

Zarabianie na blogu – nigdy w życiu. 

Jak jestem przy skrajnościach – to teraz przejdę na drugą stronę krzywej Gaussa. Mój blog to moje królestwo – żadnej współpracy nie biorę, sprzedawać się nie będę i produktów kogokolwiek też nie.
Ok. Twój blog – Twoje wybory. Nic mi do nich. Skoro taka jest Twoja decyzja – szanuję ją. Tym bardziej – jeśli takie działanie wynika z szerszej strategii, jaką sobie opracowałaś w ramach bloga.
Jednak z drugiej strony. Jeśli prowadzisz bloga na swojej domenie i swoim serwerze – ponosisz koszty. Jeśli dodatkowo poświęcasz czas lub środki na jego reklamę – choćby w postaci artykułów gościnnych czy komentowania na blogach – Twoje koszty rosną. Jeśli się doszkalasz, kupujesz kursy, książki, jeździsz na szkolenia – tym bardziej zwiększasz wydatki. A skoro tak – czemu masz rezygnować z opcji choć częściowego zwrotu kosztów prowadzenia bloga. Czy pieniędzy – które tak de facto zainwestujesz dalej w swój rozwój czy rozwój swojego bloga.
Jest jeszcze jedna kwestia – może gdyby nie zainteresowanie reklamodawcy – nigdy byś nie zwróciła uwagi na daną usługę czy produkt? Który jest po prostu dobry – i taka wiedza może się komuś przydać. Może bez recenzji – wbrew pozorom – doprowadzasz do sytuacji, że Twój blog jest uboższy w wartościową treść? A Twoi czytelnicy o czymś co warto propagować – nigdy się nie dowiedzą?

nauka

Zarabianie na blogu – złoty środek

Jeśli chodzi o zarabianie na blogu – moja opinia jest bardzo zrównoważona. Żyjemy tu i teraz. W czasach – gdzie pieniądz i czas mają wartość. Szczególnie te drugie aktywo jest nie do zatrzymania i przecenienia. I nie do przewidzenia. Nikt nie wie – ile jeszcze mu tu na ziemi minut, godzin, dni czy lat pozostało. I dobrze jest zdawać sobie z tego sprawę.
Dlatego – jeśli poświęcam swój czas na blogowanie, na przekazywanie merytorycznej wiedzy, na dzielenie się opiniami i doświadczeniami – z czasem – chciałabym widzieć wymierne efekty tego, co robię. Także w postaci dodatkowych dochodów z blogowania czy dziedzin około-blogowych.
Tym bardziej – że taka współpraca to nowe wyzwanie i doświadczenie. I co tu mówić – tak samo motywuje do dalszej pracy – jak pozytywny komentarz na blogu. Ktoś dostrzega pracę jaką włożyłam w prowadzenie bloga – i jest gotowy zapłacić mi za zapoznanie się z jego produktem czy usługą. Dla blogera – to dowód uznania.
Jednak z drugiej strony – reklamodawcy są różni. Do mnie osobiście zgłosiła się osoba, która chciała bym zareklamowała ankiety płatne jako sposób na dodatkowe pieniądze. Możliwe – ale dla nastolatków, którzy jeszcze nie muszą płacić rachunków za internet.
Jednym słowem – uznanie – uznaniem, ale jednak nie zamierzam w pozytywach pisać o czymś – z czym totalnie się nie zgadzam. Nie zamierzam za kilkaset PLN podpisać się swoim imieniem i nazwiskiem pod czymś, czego nie sprawdziłam i nie jestem pewna, że spełni oczekiwania. Nie tylko moje, ale także osób, które na blog zaglądają. Mam swój kręgosłup moralny – i zamierzam się go trzymać.
Z drugiej strony – już wielokrotnie zareklamowałam strony, książki czy usługi – których wartość dostrzegam. I to całkiem za darmo 🙂 Zrobiłam to – bo czułam taką potrzebę i ponieważ jestem przekonana – że Wam też może się przydać 🙂 Albo po prostu – na zasadzie przybliżenia Wam mojej skromnej osoby i tego co się u mnie dzieje. Jak w przypadku obejrzanych seriali na Netflix.

Zarabianie na blogu – podsumowanie

Tak naprawdę całą moją wcześniejszą wypowiedź można zamknąć w jednym zdaniu: Tak – dla zarabiania na blogu – ale nie za wszelką cenę. Kto wie – może za jakiś czas, z jakiegoś powodu zmienię moją politykę jeśli chodzi o wpisy inspirowane. Dzisiaj jednak to dla mnie mała wisienka na blogowym torcie.
A co Ty myślisz na ten temat? Przeszkadza Ci czyjeś zarabianie na blogu? Nie robi różnicy, czy też uważasz, że przyjemnie popatrzeć gdy inni poprawiają swoja sytuację finansową poprzez blogowanie? A może motywuje do dalszej pracy?

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *