Kilka słów o sobie – kim jesteś, co robisz, o blogowaniu też jak chcesz 🙂
Od ponad dekady mieszkam we Wrocławiu, choć moim miastem rodzinnym jest Głogów. Ukończyłam studia filologiczne oraz informatykę i ekonometrię. Pracuję w polskiej, średniej wielkości firmie programistycznej, gdzie zajmuję stanowisko kierownika projektów. Od 2013 prowadzę blog Kobiece Finanse, gdzie wyjawiam moje patenty na trzymanie finansów osobistych w ryzach.
W wolnym czasie dużo czytam – aktualnie mniej beletrystyki a więcej książek specjalistycznych. Uwielbiam gotować i piec ciasta, staram się aktywnie spędzać czas. Trasę do i z pracy przemierzam głównie na rowerze, łącznie wychodzi ok. 20 km.
Skąd pomysł na prowadzenie ogródka na balkonie oraz jakie masz warunki do jego prowadzenia? Czyli jak mieszkasz i jak duży masz balkon.
Czasami śmieję się, że doba jest dla mnie za krótka, a w każdym razie moja głowa generuje zbyt dużo pomysłów, by je wszystkie zrealizować w ciągu 24 h 😉 Jedną z takich ostatnich moich „manii” jest marzenie o posiadaniu własnego ogródka działkowego. Już nawet upatrzyłam sobie lokalizację, w jakiej powinien się znajdować. Ale do czasu dopięcia formalności z nim związanych, postanowiłam poeksperymentować w domowych warunkach, czyli na kuchennym parapecie i balkonie.
Od dawna odczuwam potrzebę doglądania roślin. Sprawia mi radość, gdy widzę, że otoczone opieką pięknie kwitną i wzrastają. Różne zakamarki mojego domu zdobią takie rośliny, jak fiołek afrykański, fikus benjamina, grudnik, wężownica, paproć, zielistek, epipremnum złociste, grubosz, zamiokulkas. Dobór roślin i ich usytuowanie musiałam dopasować do mojego czworonoga, ponieważ niektóre rośliny są toksyczne i trujące dla kotów.
Nie posiadam dużego balkonu. Ma on około 4 mkw powierzchni, skierowany jest na południowy-zachód. Rano i do południa jest na nim latem naprawdę przyjemnie, potem przez kilka godzin panuje tam ukrop nie do wytrzymania, po to by od godziny 18 znów było na nim znośnie.
Od czego zaczęłaś realizację pomysłu ogródka na balkonie i jak wiesz – to ile na ten cel wydałaś 😉
Tak naprawdę wszystko zaczęło się od parapetu w kuchni, nie od balkonu. Mama znajomego z pracy ma własny ogród, posiada bardzo plenną odmianę mięty. Z ułamanych gałązek przygotowała nowe rozsadki, a że wyszło tego dużo, zaczęła rozdawać je po rodzinie. Znajomy zapytał, czy i ja bym jej nie chciała jednej, odparłam, że pewnie, co mi szkodzi. W efekcie z tej jednej małej rozsadki powstały w ciągu roku 4 donice z rozrośniętą miętą o mięsistych i aromatycznych liściach plus 3 inne rozdane wśród rodziny i znajomych. W domu na okrągło mam dzbanek z wodą z dodatkiem plasterka cytryny i liśćmi mięty.
Na parapecie kuchennym jeszcze stoją obecnie pojemniki z cebulą na szczypior, wcześniej ich miejsce zajmowały zioła: bazylia, tymianek i lubczyk. Jednak moje potrzeby kulinarne szybko wyczerpały te skromne zasoby i obecnie raczej kupuję zioła sklepowe. Może sytuacja się zmieni, gdy stanę się działkowiczką 😉
Jeśli chodzi o koszty, to póki co zaopatrzyłam się w tanie donice i korytka plastikowe oraz podstawki do nich. Koszt jednaj to ok. 4-9 zł w zależności od wielkości, podstawki to w ogóle groszowe sprawy – od 30 groszy do złotówki. Przymierzam się do zakupu solidnych donic glinianych oraz skrzyni balkonowej, ale to raczej wydatek na przyszły rok i jeszcze nie orientowałam się w ich cenach.
Na pewno warto zainwestować w kupno odpowiedniej dla roślin ziemi (trzeba wiedzieć, czy roślina preferuje podłoże bardziej zasadowe, czy kwasowe), ostatecznie można zacząć od ziemi uniwersalnej. Do nawożenia najlepiej stosować naturalny nawóz. Sama sięgam po preparat agrecol – biohumus w płynie ze związkami próchniczymi, który dolewa się w odpowiedniej proporcji do wody. W zależności od litrażu butelki, jej koszt to ok 3-7 zł.
Co posiałaś, jak dbasz o roślinki i jak bardzo czasochłonna jest uprawa roślin na balkonie
Posiałam pomidory koktajlowe, poziomkę, miniaturową marchew i… ziemniaka, choć jego bardziej dla radochy, niż żeby stworzyć ziemniaczane pole. Pomidory są na etapie kwitnienia i zawiązywania owoców, właśnie w minionym tygodniu zauważyłam maleńkie zielone kulki, bardzo mnie ich widok ucieszył.Prócz tego wysiałam lawendę i maciejkę. Lawenda jest jeszcze bez kwiatów, ale i tak potarta zabójczo pachnie. Uwielbiam jej zapach, więc będę miała materiał na woreczki z zasuszoną lawendą. Lubię je umieszczać w szafie, ubrania wtedy pięknie pachną. Ma też działanie uspokajające, pomaga w zasypianiu. No i jest to naturalny środek odstraszający mole.
Czy pielęgnacja zajmuje dużo czasu? Na pewno trzeba pamiętać o regularnym podlewaniu roślin. Z uwagi na upały, podlewam je albo późnym wieczorem, albo wczesnym rankiem, nie w ciągu dnia, aby uniknąć „zwarzenia” liści. W czasie intensywnego wzrostu i kwitnienia rośliny te wymagają nawet codziennego podlewania, zwłaszcza że rosną w doniczkach, a nie bezpośrednio w ziemi. Mają więc ograniczony dostęp do źródła wody i zdane są całkowicie na łaskę i pamięć człowieka.
Pierwsze sukcesy i porażki. Czy zrobiłabyś coś inaczej gdybyś zaczynała dzisiaj – czyli może masz jakieś rady dla totalnie początkujących?
Tak naprawdę dopiero zaczynam swoją przygodę w miejskiego ogrodnika, zdążyłam już zaliczyć pierwsze porażki. Najlepszym przykładem jest nasadzona w doniczkach rzodkiewka – nie przypuszczałam, że jej liście tak bardzo posmakują mojemu kotu, w efekcie praktycznie straciła prawie całe listowie, a to, co z niej zostało, uschło. Kot chodzi w całości i ma tego lata piękne futro, więc chyba mu roślina posłużyła 😉 Porażką zakończyło się także wysianie jagód goji – jednak nie wszystko urośnie w naszych warunkach klimatycznych.
Bolesną lekcję odrobiłam niecały miesiąc temu, gdy przez Wrocław przeszła burzowa fala z porywistym wiatrem. Nie śledziłam prognozy pogody i gdy wróciłam do domu, z przerażeniem zobaczyłam, że moje pomidory są poprzewracane. Na szczęście udało się je odratować. Teraz bacznie śledzę prognozy pogody i gdy zapowiada się naprawdę wietrzny dzień, chowam doniczki do salonu.
To też powód, dla którego przymierzam się do wymiany donic na gliniane – ciężej je przewrócić. Tak więc po dotychczasowych doświadczeniach doniczki plastikowe stosowałabym tylko do rozsadek, a nie jako docelowy pojemnik dla rośliny.
Co zyskałaś, co straciłaś organizując ogródek na balkonie i czy Twoim zdaniem warto?
Czy coś straciłam? Nie sądzę…. Może te kilka-kilkanaście minut dziennie na doglądanie roślin, ale to traktuję w kategoriach inwestycji, nie straty. Dla mnie uprawianie mini-ogródka to forma relaksu. Na co dzień pracuję w klimatyzowanym biurowcu, gdzie nie ma zbyt wiele dobroczynnej, naturalnej zieleni. Przebywanie wśród roślin uczy pokory, cierpliwości, dodatkowo świetnie wycisza po stresującym dniu. Polecam każdemu mieszczuchowi – spróbuj, a na pewno pokochasz to zajęcie ☺
Ps. Wszystkie zdjęcia pochodzą od Danki i przedstawiają jej uprawy
Bardzo ciekawy wywiad 🙂 Uprawa roślinek może dać naprawdę wiele przyjemności
Mimo że temat jest mi nieco obcy (nie mam zacięcia do działkownictwa 😉 to muszę przyznać, że przeczytałem wywiad z prawdziwą przyjemnością! Zwłaszcza, że rozmówczyni jest taka sympatyczna! 🙂
W samo sedno! Ile można zaoszczędzić na samych pomidorach koktajlowych oczywiście jeśli ktoś jest ich fanem! Poziomki, tryskawki też można hodować! Bardzo ciekawy wywiad, ja mam ogród więc mam większe pole manewru
Miło się czytało ten wywiad
Bardzo dziękuję za zaproszenie do wywiadu 🙂 Na dniach zabieram się do zbioru moich miniaturowych marchewek 😉 Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo ciekawy artykuł. Uważam, że uprawianie swoich własnych ogródków warzywnych czy owocowych to nie tylko duża radość, ale i oszczędność 🙂 🙂 Ja jeszcze tylko podpowiem, że nawet na balkonie może się przydać multi tool akumulatorowy. Ułatwi dbanie o roślinki i winorośl.