Post leczniczy dr Dąbrowskiej – sama nie wierzę – w to co piszę. Właśnie zaczynam ostatni tydzień. Ostatnie siedem dni, podczas gdy szczytem moich marzeń były 4 tygodnie. Ten tydzień pewnie będzie jednym z trudniejszych. Mam coraz większą ochotę na inne dania. Jednak teraz przerwać post – to jakby poddać się 5 metrów przed metą maratonu. Więc ciągnę. A przynajmniej staram się. I odkładam wszelkie myśli o jedzeniu innym, niż te dozwolone na kilka dni do przodu.
Post leczniczy dr Dąbrowskiej – dzień trzydziesty szósty – środa
6.40 zaspałam. Pędem ogarniam siebie i dzieciaki. I jakimś cudem – tylko chwilkę później wychodzimy z domu. Dla dzieciaków śniadanie jest – jednak o sobie zapomniałam. W pracy mam 3 soki i jakieś niedobitki warzyw. No nic – ja będzie trzeba – wyskoczę do sklepu, albo może ktoś będzie gdzieś jechał i mi kupi śniadanie
8.00 kawa z cykorii. Jeden rytuał zastąpiony drugim. Po bólu głowy jaki towarzyszył mi odstawieniu kawy z mlekiem (a ja myślałam, że to zatoki) – wiem jedno. Do kawy z mlekiem już nie wrócę. Do samej kawy – całkiem możliwe. Ale razem w moim kubku już więcej się nie zobaczą. Szkoda zdrowia na takie mieszanki.
10.30 8 rzodkiewek. Kawa standardowo długo trzyma. Więc póki co – nie odczuwam potrzeby jedzenia. Rzodkiewki rano znalazłam w plecaku córki – i odruchowo wrzuciłam do torebki. Chwała mi za to. Przegryzam je i zakopuję się w pracę. Tak czas szybciej mija i nie ma kiedy myśleć o głodzie
12.30 sok z pomidora – pierwsze oznaki głodu zapijam sokiem. Kiedyś pobudziłoby to mój apetyt. Teraz wystarczy by zaspokoić potrzebę jedzenia. Ale przynajmniej piję więcej 🙂 Więc są jakieś plusy tej przymusowej głodówki. Do sklepu nikt się nie wybiera, a mi też nie chce się ruszyć tyłka.
13.30 koleżanka dzieli się jabłkiem. Zjadam je – i wiem, że spokojnie wytrwam do końca pracy
17.00 wracam do domu. Chwile rozmawiam z mamą, potem dzieciakami. I tak schodzi mi godzina czasu – zanim ostatecznie siadam do jedzenia. Zjadam miseczkę zupo-lecza i mam dość. Głód zaspokojony i brak chęci na dalsze jedzenie.
21.00 pół grejpfruta. Bardziej z przyzwoitości niż głodu
Post leczniczy dr Dąbrowskiej – dzień trzydziesty siódmy – czwartek
8.00 w pracy – kawka z cykorii. Dzieciaki odtransportowane do szkoły, można się zająć pracą. Dzisiaj ciężki dzień przede mną
11.00 sok z buraka. Tym razem pamiętałam, by zabrać je ze sobą do pracy. Zapas warzyw na sałatkę też mam.
13.00 sok z pomidora. Jestem zakopana pracą i nawet nie zauważyłam, kiedy przegapiłam czas śniadania
14.00 jak pomyślę o sałatce z warzyw to od razu przestaję być głodna. Więc ostatecznie zjadam jabłko
16.30 w domu przekonuję siebie, że czas coś zjeść bardziej pożywnego po tych 2 dniach prawdziwego postu. Przygotowuję to, co smakuje mi najbardziej – kalafiornicę
18.00 połówka grejpfruta
21.00 2 pieczone jabłka. Odmiana jesienna się skończyła – ale znalazłam w naszej piwnicy równie słodkie gruszkowe. Niestety mus już z nich taki pyszny nie wychodzi.
Post leczniczy dr Dąbrowskiej – dzień trzydziesty ósmy – piątek
6.00 wstaję i postanawiam sprawdzić wagę. Przekroczyłam magiczną liczbę 7 kg. Pewnie te 2 dni bez jedzenia znacząco przyczyniły się do tego efektu
8.00 w pracy standardowo kawa. Patrząc na jadłospis – moje życie wygląda bardzo monotonnie i przewidywalnie
10.00 sok z pomidorów
12.00 dzisiaj idę na śniadanie. Od warzyw odrzuca mnie mniej niż przez ostatnie 2 dni. Tym razem pokroiłam sobie pomidory, cebulę, surowego kalafiora, ogórek i jabłko. Odkryłam że jabłko w każdej sałatce smakuje mi wybornie. I dodaję je wszędzie. Fajnie przełamuje smak.
14.00 dojadam resztę sałatki, której nie dałam rady zjeść na śniadanie
16.00 obiad. Ponieważ w planach popołudniowych mam wyjazd do Torunia – z pomocą przychodzi szybka kalafiornica. W dalszym ciągu dla mnie danie nr jeden na tym poście
18.00 Toruń. Samochód zatankowany, Paulinie buty kupione. To samo z chemią – po którą też dzisiaj tu jestem. Mimo Black Friday – kupuje tylko to – co zaplanowałam
18.30 dzieciaki wyciągają mnie do KFC i im ulegam. One wcinają B-smarty – ja cierpliwie czekam, aż skończą. Mimo że to kurczak – nie jest źle. Nie odczuwam gwałtownej potrzeby zjedzenia go z frytkami 🙂
19.00 ląduję u koleżanki na szklance czystka. Nic innego nie ruszam. Mimo że ma ciasto własnoręcznie robione oraz tonę słodyczy. Nasze dzieciaki szaleją – a my mamy czas na pogaduchy. Żałuję tylko, że nie wzięłam cykorii ze sobą. Lub nie kupiłam w supermarkecie.
21.00 w domu. Piekę 2 jabłka i piję duuużo wody. Dzień uważam za udany
Post leczniczy dr Dąbrowskiej – dzień trzydziesty dziewiąty – sobota
9.00 śniadanie. Kroję warzywa jakie mam pod ręką. Czyli sałatę, pomidora, ogórka kiszonego, jabłko i kalafior. Wbrew pozorom – smakuje mi to połączenie. Nawet młodsza zjada niewielka porcję.
9.30 po śniadaniu kawa z cykorii. A potem kolejny wyjazd na zakupy do miasta. Tym razem Golub – Dobrzyń. Muszę trochę żywności kupić. W lodówce zaczynają się robić warzywne i owocowe pustki
14.00 po zakupach w domu. Piję kolejną kawę z cykorii i myślimy nad obiadem dla reszty domowników.
15.00 towarzystwo nakarmione – więc idę zrobić coś dla siebie. Tym razem serwuję sobie sałatkę z buraczka, cebuli, jabłka i ogórków kiszonych. Szybka w wykonaniu i syta. Częstuję odrobiną mamę. Ma odwagę jej spróbować – jednak widać – że do gustu jej nie przypadła.
17.00 postanawiamy jechać do kina. Na planetę singli 2. Seans o 20.00 Czasu akurat tyle, by ogarnąć młodszą z kolacją i kąpielą. Starsza potrafi zadbać o siebie sama.
19.00 wyjazd z domu. W Cinema nie ma nic jadalnego aktualnie dla mnie – więc zabieram do torebki 2 jabłka. Wolę pieczone niż surowe. Ale tym razem nie mam wyboru
01.15 w domu. Standardowo – na jednym seansie się nie skończyło. Drugi film niestety miał tylko fajne czołówki. Chyba wyrosłam ze świata Harrego Pottera. Choć przyznać trzeba – efekty specjalne i stworki w filmie fajne
Post leczniczy dr Dąbrowskiej – dzień czterdziesty – niedziela
9.00 wstaję i swoje kroki kieruję na wagę. Jeszcze moment – i możliwe że na koniec postu z dumą oświadczę – że efektem ubocznym postu uzdrawiającego jest spadek wagi o 8 kg. Takiego wyniku jeszcze nigdy nie miałam. Ale z drugiej strony – nigdy się nie odchudzałam. Co najwyżej starałam się bardziej racjonalnie odżywiać. I w mniejszych ilościach
10.00 śniadanie – to samo co na wczorajszy obiad. Mam wszystko pod ręką i nic się nie zmarnuje w słoikach. A ja lubię buraczki.
13.00 obiad dla wszystkich. Tym razem przygotowałam żeberka w sosie słodko-kwaśnym, ziemniaki i fasolkę szparagową. Cały czas są zapasy w zamrażalce. Ponadto na deser kruche babeczki z galaretką i masą ze śmietany i serka mascarpone. Im dłużej jestem na diecie – tym bardziej znęcam się nad sobą. Żeberka miały obłędny zapach niestety. Działały na moje zmysły gorzej od babeczek.
14.00 obiad dla mnie. Myślę o leczo – ale tak naprawdę robię misz-masz z wszystkiego, co znalazłam w lodówce i stwierdziłam, że będzie do siebie pasowało. Wrzucam do garnka seler naciowy, kabaczka, kalafiora, pomidory, pora oraz jabłko. Dodaję przypraw i gotuję. Polubiłam się z papryką wędzoną. Chyba już przyzwyczaiłam się do jej smaku. A może sekret polega na tym, że wiem ile wsypać? Zjadam miskę swojego obiadu, mimo że żeberka cały czas mi pachną
16.00 mój organizm dopomina się o jedzenie o zwykłej dla niego porze. Postanawiam zjeść kolejną miseczkę mojego dania
18.00 pół grejpfruta
21.30 ulegam sobie i zjadam 2 pieczone jabłka. Zaszalałam dzisiaj. Na necie znalazłam przepis na pieczone jabłka z jedną truskawką w środku. Postanawiam zrobić sobie właśnie tą wariancję. I to był strzał w 10. Są przepyszne. A poza tym myśli coraz częściej uciekają w stronę ziemniaków, pestek i nasion. … 2 dni. Dam radę. Teraz to już obciach się poddać
Post leczniczy dr Dąbrowskiej – dzień czterdziesty pierwszy – poniedziałek
8.00 kawa z cykorii
10.00 sok z buraka
12.00 śniadanie – sałatka z kapusty pekińskiej, pomidora, cebuli, ogórka i jabłka. Klasyczne i najlepsze
17.00 obiad w domu. Jem to, co przygotowałam wczoraj, a na deser połówka grejpfruta. Moje myśli coraz bardziej uciekają do czasu po poście
19.00 2 pieczone jabłka. Znowu za mało piję. Postanawiam choć trochę nadrobić na wieczór
Post leczniczy dr Dąbrowskiej – dzień czterdziesty drugi – ostatni
6.00 wstaję i ważę się. Od kilku dni waga stoi w miejscu. Mogę jednak napisać – że w ciągu tych 6 tygodni schudłam ok 8 kg. No dobra – do pełnych 8 ciupkę mi brakuje. Jednak i tak uważam, ze wynik jak dla mnie imponujący
8.00 kawa z cykorii w pracy. Myślę, że zostanę przy niej. Zdrowsza, a po odstawieniu kawy z mlekiem mam kiepskie wspomnienia
10.00 sok z buraka
11.00 sok z pomidora. Uwielbiam w wersji pikantnej
12.30 w końcu śniadanie. Tym razem składka z pomidora, papryki i cebuli. Z cebulą przesadziłam
15.30 kolejny sok z pomidora. Na końcówkę bardziej mnie do nich ciągnie, niż do buraka
18.00 w końcu w domu. Nie mam ochoty na misz-masz z niedzieli. Więc robię sobie kalafiornicę. A zaraz po niej młodsza córka przygotowuje mi kolację. Tarte jabłuszko i ogórki kiszone. Ogórki zjadam w połowie – jabłuszko trafia do córy. Do końca dnia nic nie jem. Nie czuję głodu po kolacjo – obiedzie. A jak zaczynam odczuwać – kładę się po prostu spać
Post leczniczy dr Dąbrowskiej – szybkie podsumowanie
I to koniec mojego postu. Porównując pierwsze dni – z ostatnimi. Totalny lajcik. Jednak – jeśli uważnie śledziliście moje wcześniejsze wpisy – wiecie, że łatwo nie było wytrzymać na samych warzywach. Szczerze – w ostatnie dni odrzucało mnie na widok zielonego. Dopóki nie spróbowałam 😉 Wtedy przechodziło. Smak był ok. Ale widok… zrozumie ten – kto w kółko wcina te same rzeczy – nawet jeśli je lubi. Jednak mobilizował mnie ten blog oraz fakt – że głupio będzie napisać. Przerwałam 3 dni przed końcem. To była taka dodatkowa motywacja. Bardzo skuteczna w okresach zwątpienia i kiedy chciałam odpuścić. Jednak to prawda. Jeśli powiesz na głos, co właśnie robisz i przez ile czasu – jesteś wewnętrznie bardziej zmotywowana do wytrzymania do samego końca. Przynajmniej u mnie tak było.
O efektach postu myślę, że napiszę osobny wpis. Oczywiście o tym, co zauważyłam. Pewnie działy się też rzeczy – o których pojęcia nie mam. A wyników badań nie robiłam sobie ani przed postem, ani po poście.
Jeśli chodzi o moje samopoczucie – to jest ok. Na pewno jestem słabsza. Ale z drugiej strony same warzywa wcinałam i to w ilościach znikomych. Nie ćwiczyłam w czasie postu, jedyne zwykłe codzienne aktywności.
Jestem za to na pewno bardziej odporna. Nawet katar mnie nie dopadł. Zwracam też większą uwagę – co zjadają moje dziewczyny. Młodsza – to potwór ciasteczkowy. Dlatego większy nacisk kładę na ilość zjadanych przez nią owoców i warzyw. Ostatnio nawet przekonałam ją do picia wody z ogórków kiszonych 🙂 Więc i u dziewczyn jest lepiej. Czasami jakiś katar czy kaszel się pojawia. Ale zaraz dostają miksturkę z imbiru i cytryny 🙂 Czosnek mniej im smakuje. I póki co (odpukać w niemalowane) ciągniemy bez jakichkolwiek choróbsk. A więcej szczegółów – obiecuję że będzie w kolejnym wpisie o diecie Dąbrowskiej. A teraz spytam 🙂 Ktoś z Was dotrwał do końca? I jakie wrażenia po kuracji?
Super Ula, GRATULACJE!!!
Teraz spokojne wyjście z postu – bez szaleństw i objadania.
Ja się szykuję na nowy rok, przed świętami nie warto zaczynać.
Właśnie kończę 4 tydzień . Z tym ze mój post różni się tym ze nie jem nic gotowanego tylko 100% surowych warzyw a owoce to tylko cytryny i grejpfruty . Mam również akupunkturę . Jestem prowadzona przez lekarza . U mnie jak narazie 9 kg na minusie . Mam momenty zwątpień i już marzę o jakichś innych produktach typu jajka ryby ale myśle ze te kolejne 2 tygodnie to już poleca z górki skoro kończę 4 tydzień .