DIETA EWY DĄBROWSKIEJ
DIETA EWY DĄBROWSKIEJ

Dieta Ewy Dąbrowskiej – tydzień czwarty

Dziś kolejny wpis o tym jak mi idzie na poście dr Dąbrowskiej. Trochę spóźniony – jutro kończę piąty tydzień.  I dalej ciągnę temat. A o tym jak mi szło i co osiągnęłam – poczytacie poniżej. Tym bardziej, że w tym tygodniu byliśmy na dłuższy weekend w Gdańsku.

Dieta Ewy Dąbrowskiej – dzień dwudziesty drugi – środa

8.00 kawa z cykorii i sok z burak. Brak wczorajszej kolacji – sprawia, że czuję się porządnie głodna od rana.
10.30 śniadanie – tym razem zielenina – sałatka z kapusty pekińskiej, cebuli, pomidora i pomidora. Robię sporą miskę i dzielę się z koleżanką z pracy. Zjadam konkretną porcję, po której chwilę później czuję się dobrze najedzona
13.00 sok z pomidora
15.00 prawie wychodzę z pracy – i zauważyłam że sałatki trochę zostało. Żal wyrzucić – więc zjadam
17.00 obiad – kończę leczo. Im dłużej stoi – tym lepsze. W sumie żałuję, że na jutro nic nie zostało. A po obiedzie – w ramach przyjemności pół grejpfruta
20.00 udało mi się kupić sól czarną. I postanowiłam sprawdzić czy z nią kalafiornica smakuje jak jajecznica. Powiem tak – może smakuje – ale tylko tym osobom, które nigdy jajecznicy ze świeżych wiejskich jajek nie jedli. Po eksperymentach z solą – wracam do sprawdzonego przepisu – z jabłkiem i pomidorem. Od razu smakuje lepiej. Tym razem na kalafiornicę udaje mi się namówić młodszą córkę i razem zjadamy porcję. Do końca dnia, a w sumie nocy – niczego nie jem

Dieta Ewy Dąbrowskiej – dzień dwudziesty trzeci – czwartek

8.00 standardowo kawka od rana. Koleżanka przynosi sałatkę i ciasto po uroczystości rodzinnej. Tym razem nawet nie kusi. Na wadze też jest moc. Dzisiaj ważyłam o 4,7 kg mniej. Od kilku lat – po raz pierwszy moja waga zaczyna się od szóstki. Jestem mega pozytywnie nastawiona do kontynuacji i dalszych możliwych efektów. Nie przeszkadza mi nawet dziwny ból w prawym boku. Jakby nerka. Mam nadzieję, że oczyszczam się dalej – i to dowód na to.
11.30 przygotowuję śniadanie. Na tapecie mamy seler naciowy, pomidory, paprykę, cebulę, ogórek i jedno jabłko do smaku 🙂 Wychodzi całkiem całkiem. Najadam się pełnym talerzem, a resztę zjadają koleżanki 🙂 Na szczęście tym razem postanawiają mnie wspomóc w diecie – zbyt dużą porcję przygotowałam.
14.00 sok z pomidora
16.00 danie na szybko – czyli ulubiona kalafiornica. Nie wiem czy kiedykolwiek mi się przeje. Wiem natomiast, że ratuje moje podniebienie na tej diecie. Szczególnie wzbogacona o pomidor i jabłko mi smakuje
18.00 przedstawienie starszej córki. A wcześniej przygotowania do niego. Oczywiście ogromna ilość ciast domowej roboty. Jestem dzielna – niczego nie ruszam
20.00 wyjazd do Gdańska. Wcześniej przygotowuję sobie cały termos kawy z cykorii. 2 godziny monotonnej trasy na autostradzie trzeba przeżyć. Trasa niestety nie była monotonna. Przez większość drogi ogromna mgła, która wymagała 100% skupienia. Mimo to cykoria się przydała. Wieczorem – po wypiciu ogromnej dawki tej kawy boli mnie bok. Ciekawe czy to z powodu cykorii. Muszę poczytać o jej właściwościach

Dieta Ewy Dąbrowskiej – dzień dwudziesty czwarty – piątek

9.00 w domu u siostry jestem dzielna i dalej postanawiam wytrwać na poście oczyszczającym. W końcu głupio przerwać w środku tygodnia. Od rana zjadam kalafiornicę. Siostra jest zdziwiona ilością warzyw, które pochłaniam. Może tu był jej błąd. Jadła za mało – tak jak na innych dietach.
11.00 sok z buraka
13.00 wychodzimy z domu i idziemy do McDonalda. Dzieciaki zamawiają niezdrowe jedzenie – ja sałatkę bez sosu. Okazuje się, że w ich wersji sałatka to kilka plasterków pomidora i liście sałaty różnych odmian. Na pocieszenie może być 🙂
16.00 jem sałatkę ze świeżych warzyw: cebula, pomidor, kalafior, jabłko i papryka. Znowu eksperyment – który mi akurat smakuje
20.00 sok z pomidora

Dieta Ewy Dąbrowskiej – dzień dwudziesty piąty – sobota

9.00 kawa z cykorii
10.00 śniadanie. Znowu przygotowuję kalafiornicę. Nic na to nie poradzę. Po prostu ją lubię.
12.00 sok z buraka
14.00 połówka grejpfruta zielonego. Jestem zdziwiona – bo jest lepszy od czerwonego. A zawsze omijałam go szerokim łukiem
15.30 obiad – siostra staje na wysokości zadania i przygotowuje specjalnie dla mnie pizzę z kalafiora. Koło pizzy to nie leżało, ale jest bardzo smaczne
17.00 wraca szwagier z pracy i postanawiamy pojechać do pijalni czekolady obok molo w Sopocie. Dzieciaki mają fajną atrakcję w postaci napojów i przekąsek. Ja zamawiam sok z świeżej marchewki i jabłek. W całym lokalu jedyna siedzę przy szklance warzyw. O dziwo trzymam się. I nawet nie jest mi szkoda tej czekolady, która dzisiaj mnie omija. Po gorącej czekoladzie spacer na molo. W drodze powrotnej dzieciaki stwierdzają, że są głodne i chcą kebaba. Chcąc nie chcąc lądujemy w barze. Wszyscy opychają się kebabami i zapiekankami, łącznie z moimi córkami. Ja dalej niczego nie ruszam. I nadal jest mi obojętne. Że oni jedzą. A ja nie. Aż mi wydaje się to dziwne. Ale wiedziałam co mnie czeka, jak pojedziemy do Gdańska.
21.00 już w domu. Teraz moja kolej na opychanie się. Wciągam resztę tej pysznej pizzy. Jej przygotowanie jest czasochłonne, ale faktycznie dobrze smakuje. A to najważniejsze.

Dieta Ewy Dąbrowskiej – dzień dwudziesty szósty – niedziela

9.00 kawa z cykorii. To już swego rodzaju rytuał. Waga u siostry pokazuje, że dalej lecę. Jednak z podaniem jakichkolwiek wyników wstrzymam się do czasu powrotu do domu. Gdy zważę się na swojej wadze.
11.00 śniadanie – ulubiona kalafiornica. Gdy chodzę do pracy – nie mam szans na ciepłe śniadanie – więc wykorzystuję czas wolny na tyle, na ile się da.
14.00 przygotowuję obiad. Zupa – krem marchewkowa. Wrzucam warzywa typowe dla zupy. Czekam, aż się ugotują i blenderuję. Zjadam porcję i stwierdzam, że nie jest to coś, co misie lubią najbardziej.
16.00 Kolejne wyjście na starówkę – tym razem w Gdańsku. Dzisiaj muszę się zmierzyć z kolejnymi kebabami. Dziewczyny ostatecznie wybierają frytki. Oraz świeżymi pączkami – sprzedawanymi zaraz po wyjęciu z oleju. Na szczęście obok pączkarni pachnie przypalonym tłuszczem, więc pokusa zjedzenia słodkości mniejsza, niż można by się było spodziewać. Za to reszta towarzystwa zajada się tymi pysznościami. Tym bardziej, że do pączków podchodzimy dwa razy. Nawet Paulina się skusiła. W lokalu z kebabami łakomie patrzę na świeże pocięte warzywa. Ostatecznie ich nie zamawiam. Sprzedawca słabo mówi po polsku, a ja nie wiem czy przypadkiem nie ma w nich jakichś niedozwolonych na diecie sosów. A polec z tak głupiego powodu – trochę szkoda.
20.00  powrót do domu. Inni leżą z wypchanymi brzuchami – ja przygotowuję sałatkę warzywną i ja zjadam 🙂 Też jest pyszna i sycąca. Nawet mi nie szkoda tych pączków. Ciekawe czy ta zmiana będzie trwała. Obawiam się – że pierwsze podejście do słodyczy – i wrócę do starych przyzwyczajeń
22.00 piekę sobie jabłka – gdy szwagier wcina chipsy

Dieta Ewy Dąbrowskiej – dzień dwudziesty siódmy – poniedziałek

10.00 kawa z cykorii i śniadanie. Na śniadanie zjadam resztę wczorajszej zupy. Mimo, że mi nie smakuje – szkoda wywalać tyle zdrowia w kosz. Doprawiam na bardziej pikantną i udaje mi się ją zmęczyć.
12.00 kolejna kawa z cykorii i powrót do domu. Na trasie obiecany przystanek w McDonaldzie. Dziewczyny mało kiedy jeżdżą ze mną w takie miejsca. Kilka razy w roku. Ale tym razem odpuszczam i pozwalam im zjeść ulubionego hamburgera i lody.
16.00 w domu. Ogarniamy walizki i stęsknionego towarzystwa kota. Tym drugim zajmuje się Wiki. Potem lekcje, a ja w międzyczasie przygotowuję sobie zupę-krem z dyni. Znacznie lepsza od marchewkowej. Mam jej więcej – wystarczy na jutro. I dobrze. Bo jutro dłużej w pracy, a potem wywiadówka w szkole

post ewy dąbrowskiej

18.00 Obiad dogryzam połówka grejpfruta. To mój ostatni posiłek tego dnia. Mimo że kładę się o 24.00 spać.

Dieta Ewy Dąbrowskiej – dzień dwudziesty ósmy – wtorek

6.00 budzę się i staję w końcu na swoją wagę. W ostatnim dniu czwartego tygodnia postu ważę o 5,4 kg mniej niż przed postem. Miły bonus do dobrego samopoczucia.
8.00 jestem w pracy. Wszyscy jak z krzyża zdjęci – a ja tryskam energią. Nawet jakieś drapanie w gardle, które mi towarzyszy od kilku dni – w nic innego się nie rozwija. Zatoki też same spływają. Jest nieźle. Myślę, czy wytrwać kolejny tydzień. Ten o dziwo – zniosłam wyjątkowo dobrze. Mimo licznych pokus. W niedzielę – za kilka dni – kolejna impreza. I jakoś nie mam ochoty odpuścić dla niej postu Daniela. Zrobię jakąś sałatkę i wezmę ze sobą. Chyba, że do jutra coś mi się poprzestawia. Ale mam nadzieję, że jednak nie.
11.00 śniadanie. Tym razem na zielono. Czyli seler naciowy, papryka, pomidory, ogórek, cebula i jabłko. Doprawione solą i pieprzem. Sporo zjadam i czuję się najedzona
14.00 powtórka ze śniadania. Niestety dzisiaj zapomniałam zabrać soków do pracy, więc spijam wodę
17.00 wracam do domu, podgrzewam wczorajszy obiad. Zjadam zupę dyniową i pędzę na wywiadówkę do dziewczyn. W domu jestem chwila po 20.00
21.00 czuje się jak balon – jestem wzdęta do granic możliwości. Na szczęście przypominam sobie, że na takie dolegliwości pomaga kminek. Zjadam kilkanaście nasionek. Po godzinie jest o niebo lepiej. Do końca dnia już niczego nie jem. I koduję sobie – że jak jem dużo warzyw surowych – to i dużo pić muszę. Cały dzień w pozycji siedzącej i zbyt mało wody własnie tak się kończą.

Dieta Ewy Dąbrowskiej – tydzień czwarty – podsumowanie

Po czterech pełnych tygodniach jest mnie dokładnie 6 kg mniej. Jest co świętować – nie powiem. Przeszłam dużą zmianę jeśli chodzi o sposób odżywiania i ilość jedzenia w ostatnim roku. Mam nadzieję, że te pozytywne zmiany zostaną ze mną na dłużej. Ten tydzień był dla mnie wyjątkowo lekki i przyjemny. Mimo ogromnej ilości pokus – nie skusiłam się na nic. Patrzenie jak inni wcinają słodycze wcale mnie nie rusza. Nie mam smaków i ciągot na nic. Na szczęście nie gotowałam w poprzednim tygodniu świeżych jajek – bo to mogłoby być ciężkie wyzwanie. Postanowiłam – że mimo imprezy w niedzielę – pociągnę jeszcze piąty tydzień. Znowu czuję swoje ucho – jakby pływało – ale zatoki czyste. Cokolwiek się dzieje – czuję, że potrzebuje więcej czasu na uleczenie zatok i ucha. Więc postaram się dać organizmowi ten czas. I znacznie więcej pić. Ostatni tydzień był bardzo kiepski pod tym względem.

6 komentarzy

  • Podziwiam i gratuluję – mnie udało się tylko 2 tygodnie wytrzymać, niestety. Ale mam nadzieję, że już na wiosnę się uda.

  • Ja nie jestem zwolennikiem trzymania się diety i nie lubię sobie czegokolwiek odmawiać. Poza tym myślę, że po prostu mniejsze porcje, ale gęsto odżywczo robią robotę. Nie mówię o osobach, które mają nietolerancje pokarmowe – tu jest wyższa szkoła jazdy.

    • Radek – to bardziej post oczyszczający niż dieta. Skutkiem ubocznym jest utrata wagi, natomiast najważniejsze jest poprawienie funkcjonowania organizmu

  • Witajcie. Na wstępie chcę podziękować za ten bardzo przydatny wpis. Pomoże on wielu osobom, a sama dieta jest interesująca. Liczę na kolejne wpisy. Mam też pytanie, czy sok z pomidorów można zamienić na sok z buraka i pić go regularnie? Czasami diety to dopuszczają, bo ja ewidentnie nie lubię pomidorów.

    • Pijesz to co chcesz i lubisz – pod warunkiem że znajduje sie na dopuszczonej liście. I większą wartość ma zakwas z buraków niż sok 🙂 Ale tak jak ty – swoją dietę dostosowałam pod swoje gusta żywieniowe

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *