Dług – historia jakich wiele

Dług – jak ciężki potrafi być – wie każdy – kto poznał smak zadłużenia. Gdy większość zarobionych pieniędzy przeznaczana jest na spłatę kredytów, kart kredytowych, rat za sprzęty czy abonamentów. A pozostałe resztki na przeżycie. W którymś momencie – mam nadzieję że prędzej niż później – przychodzi chwila refleksji i zadumy. A potem decyzja – nie chcę tak dłużej żyć. Na krawędzi. Gdzie każdy nieprzewidziany wydatek to lawirowanie i kombinowanie. A z czasem być coraz większe popadanie w coraz większe długi.

 

Kto przez to przechodził lub przechodzi – dokładnie wie, o czym piszę.

My też zaliczyliśmy taki epizod w swoim życiu. Na szczęście – nie trwał ani specjalnie długo, ani nie spowodował spektakularnego upadku, z którego ciężko byłoby się nam podnieść przez następne 20 lat. Nie. My zaliczyliśmy upadek w miarę kontrolowany. Z którego udało się nam wyjść na zero w jakieś 2 – 3 lata. Choć nie powiem. Miejscami bywało krucho. I gdyby nie zmiana mentalności i pomoc najbliższych – nie wiem w jakim miejscu bylibyśmy dzisiaj.

 

Dług – wszystko zaczyna się w głowie

 

Tak naprawdę – ten artykuł jest naszą osobistą historią dotyczącą punktu drugiego z tego wpisu Jak wyjść z długów – patenty Dave’a Ramsey’a

Powstał – ponieważ większość czytelników poważnie zastanawiała się pod tamtym artykułem – czy amerykańskie patenty – można zastosować w Polsce. Czy się sprawdzą, czy wypalą?

Choćby ten komentarz

hmm zastanawiam się na ile jest możliwe przełożenie amerykańskiego rozwiązania na polskie warunki prawno-finansowe. najbardziej zresztą interesuje mnie początek – człowiek ma jakąś sytuację życiową, ok, robią się długi i co – nagle w tej samej sytuacji życiowej zaczyna mieć nadwyżki finansowe? tzn. że dostaje podwyżkę w pracy? robi przegląd budżetu domowego i obcina wydatki na chipsy i papierosy? 

 

Dług – skąd to się wzięło?

 

Jasne – ile ludzi tyle sytuacji. I nie można wszystkich wkładać do jednego worka. Dlatego nie będę teoretyzować i napiszę Wam o nas. Skąd u nas wzięły się zobowiązania i zadłużenie.

Głównie z beztroski – i wiary – że tak, jak jest w danej chwili – tak będzie zawsze. A w sumie to tylko lepiej. Nie braliśmy w ogóle pod uwagę, że w którymś momencie coś może pójść nie tak. Że mogą zwiększyć się nasze wydatki i to te, których obciąć nie będzie można. Czy że nasze dochody mogą ulec zmniejszeniu. Albo że w którymś momencie może wydarzyć się coś niespodziewanego i kosztownego.

Mieliśmy pewną pulę pieniędzy – i miesiąc w miesiąc – uczciwie wydawaliśmy ją co do grosza. Braliśmy coraz droższe abonamenty z coraz bardziej wypasionymi komórkami, podpisywaliśmy umowy na telewizję cyfrową, kupowaliśmy kolejne rzeczy na raty. Często zanim pospłacaliśmy te wzięte wcześniej. I korzystaliśmy z kart kredytowych. Mieliśmy ich kilka – i z miesiąca na miesiąc zadłużenie na każdej z nich rosło. Aż w którymś momencie było wykorzystane do maksymalnych możliwych limitów.

Mówiąc krótko – wydawaliśmy więcej niż zarabialiśmy i mówiliśmy sobie, że to co wzięliśmy na raty – pokryjemy zarobionymi w przyszłości pieniędzmi. Oraz że postępujemy słusznie – bo przecież gdyby nie raty – nigdy nie odłożylibyśmy takich pieniędzy. A tak na spłatę pieniądze zawsze jakoś muszą się znaleźć – a dodatkowy sprzęt w domu jest.

 

W tamtym okresie cechował nas taki totalny brak myślenia o ewentualnych niekorzystnych zmianach czy konsekwencjach. Byliśmy i jesteśmy w tej komfortowej sytuacji – że mamy gdzie mieszkać. Nie musieliśmy brać kredytów na własne M. Mimo to – a może z tego względu – płynęliśmy z prądem. I nie patrząc na koszty spełnialiśmy swoje tańsze i droższe zachcianki. Kupując rzeczy – tylko dlatego – że ktoś już to miał i nam też by się przydało. 

 

Dług – kubeł zimnej wody?

 

Nie – u nas tego nie było. U nas było powolne wchodzenie w coraz większe bagno. Gdy w końcu coś zaczęło do nas docierać – siedzieliśmy już na środku – umoczeni po szyję.

Ja pracowałam tak jak wcześniej i zarabiałam – tak jak wcześniej. Mąż prowadził gospodarstwo rolne przejęte po rodzicach i dodatkowo otworzył firmę. Niestety – firma męża nie odniosła tak spektakularnego sukcesu jak oczekiwaliśmy. A gospodarstwo – też nie było naszym konikiem – któremu chcielibyśmy poświęcić każdą minutę naszego życia i każdą zarobioną złotówkę. To była praktycznie druga forma samozatrudnienia – bardzo czasochłonna i kapitałochłonna. Wymagająca dodatkowo sporych inwestycji, w porównaniu do zarobków etatowca. Mówiąc krótko – żeby być rolnikiem – trzeba naprawdę kochać to co się robi. A w nas tej miłości nie było.

W efekcie z miesiąca na miesiąc – na prowadzenie obu działalności potrzebowaliśmy coraz większych pieniędzy, podczas gdy nasze zarobki praktycznie utrzymywały się na stałym poziomie. A my dodatkowo na konsumpcję wydawaliśmy coraz więcej.

Ponadto to był czas – gdy w naszym życiu pojawiło sie drugie dziecko. Co przyczyniło się do wzrostu kosztów życia naszej rodziny. I tak cegiełka po cegiełce pojawiały sie kolejne wydatki.

Obudziłam się – gdy któryś miesiąc pod rząd okazało się, że moje zarobki nie pokrywają choćby połowy naszych regularnych zobowiązań. Nie wspominając nawet o kosztach prowadzenia gospodarstwa. Gdy dotarło do mnie – że nasze zobowiązania coraz częściej spłacamy po terminie, z coraz dłuższym poślizgiem. A dług rośnie.

W końcu – któregoś dnia – uczciwie usiedliśmy i obliczyliśmy nasze dochody oraz zobowiązania miesięczne. Wyszło sporo na minusie. Okazało się – że nasze kredyty zaciągnięte na konsumpcję przekroczyły nasze roczne dochody. Spory dług jak na nasze możliwości finansowe. Doszło do nas, że jesteśmy już na pochyłej prosto w dół. I z miesiąca na miesiąc – coraz szybciej się rozpędzamy i coraz niżej spadamy.

 

Dług – jak się go pozbyliśmy

 

I to był ten pierwszy krok do zmian. Kto wie, czy nie najważniejszy. Uświadomiliśmy sobie, że jest źle. I jeśli niczego nie zmienimy – będzie jeszcze gorzej. A przecież – już nie żyjemy sami dla siebie. Mamy rodzinę, dzieci. Mieliśmy zapewnić im poczucie bezpieczeństwa, a nie ciągły roller Coster z pieniędzmi w tle. 

Bo – jak było do przewidzenia – brak pieniędzy sprawiał, że kłóciliśmy się częściej. Każde obwiniało tą drugą stronę – a nie robiliśmy nic – by coś zmienić.

Żyło się ciężko – nasza wiedza o finansach i zarządzaniu nimi była na poziomie zerowym, a wcześniej zaciągnięte zobowiązania skutecznie ciągnęły nas w coraz większą spiralę długów.

 

Gdy już zrozumieliśmy – że tak dalej być nie może – przestaliśmy zwalać odpowiedzialność za nasze życie na innych czy warunki pogodowe.

Zaczęliśmy zastanawiać się – co trzeba zrobić – by było lepiej.

Pierwszą z takich trudniejszych i bardziej drastycznych decyzji – było przekwalifikowanie się męża. Stwierdziliśmy – że kończymy z prowadzeniem działalności rolniczej i firmą. A czas, który mąż odzyskał – wykorzysta na znalezienie pracy.

Dodatkowo – posiadane gospodarstwo – oddaliśmy w dzierżawę – czyli wynajem. My w nim nic nie robiliśmy – a ktoś płacił nam, za sam fakt możliwości korzystania z niego. Dzięki temu – zyskaliśmy pieniądze – których wcześniej nie mieliśmy bez żadnych dodatkowych kosztów.

A potem – postawiliśmy sobie za cel spłacić długi. Wszystkie ekstra pojawiające się pieniądze staraliśmy się przeznaczyć na nadpłatę zadłużenia. Czy to była premia, nagroda, bony na święta czy dodatkowa gotówka za rzeczy, które mieliśmy i które mogliśmy sprzedać – a których nie potrzebowaliśmy. Te pieniądze szły na opłaty bieżące i na zmniejszanie debetów na kartach kredytowych w pierwszej kolejności. Potem nadpłaty rat czy zadłużenie na kontach w ramach ROR. Powoli odzyskiwaliśmy kontrolę nad swoimi finansami, a odsetki stanowiły coraz mniejszy procent naszych wydatków. 

Ostatni debet spłaciliśmy – moją pożyczką zakładową. Wzięłam te pieniądze i wpłaciłam na konto – by móc w końcu ujrzeć na nim upragnione zero. 

 

Kolejna zmiana – przestaliśmy korzystać z systemów ratalnych czy zgadzać się na coraz to wyższe abonamenty. Zaciskaliśmy pasa i zęby – i spłacaliśmy to – z czym już popłynęliśmy. Na przykład internet i 2 tablety wzięte na 3 lata – za 140 zł/miesięcznie. Jeśli chodzi o tablet – to jeden szybciej uległ destrukcji – niż raty się za niego skończyły. Uroki bycia rodzicem małych dzieci, którym pozwalało się korzystać ze sprzętu na raty.

Zanim wyplątaliśmy się z wszystkich abonamentów – minęły praktycznie 3 lata. Jednak dodatkowe pieniądze w portfelu utwierdzały nas tylko – że jesteśmy na dobrej drodze.

 

Przestaliśmy ulegać swoim zachciankom. Teraz – jeśli naprawdę nam na czymś zależy – zbieramy na to pieniądze i kupujemy za gotówkę. Te same podejście wpajamy dzieciakom. Plus jest taki – że zanim uzbieramy potrzebne środki – możemy kilkanaście razy na spokojnie przemyśleć – czy naprawdę tego potrzebujemy. Dzięki temu podejmujemy świadome decyzje – a nie pod wpływem chwili czy reklamy.

 

Aktualnie – jesteśmy szczęśliwymi ludźmi bez długów zaciąganych na konsumpcję. Zadłużenie z karty kredytowej spłacamy na bieżąco. Korzystamy z jednej jedynej – i dlatego że w niektórych wypadkach jest tak wygodniej. Ale – co najważniejsze – nie płacę odsetek. Zanim się pojawią – spłacam całe zadłużenie na karcie.

Nie było łatwo – nie trwało to kilka tygodni czy miesięcy. Dojście do etapu bez długów – zajęło nam kilka lat.

Jednak – udało nam się. Zrealizowaliśmy swój plan konsekwentnie dążąc do celu. Raz było łatwiej, raz trudniej – jednak cały czas wiedzieliśmy gdzie idziemy, w jakim kierunku.  I wszystkie decyzje podejmowaliśmy – z myślą o tej jednej. Czy dana sytuacja, zmiana, szansa – przybliży nas do spłaty długu, czy wręcz odwrotnie – znacząco go od nas oddali.

 

Ponadto – całe to doświadczenie uświadomiło nam, jak ważna jest edukacja finansowa i racjonalne zarządzanie pieniędzmi. Nie chcemy by dzieciaki popełniały nasze błędy. Dlatego dużą wagę przykładamy do rozwijania inteligencji finansowej naszych dzieci. Z tego też powodu powstał ten blog. By pomóc innym rodzicom – którzy być może są w tej samej sytuacji, w jakiej my byliśmy kilka lat temu. By pokazać – że można coś zmienić, poprawić swoją sytuację. Wystarczy chcieć i zacząć działać w tym kierunku.

Aktualnie – poznajemy tajniki inwestowania. Pomnażania zarobionych pieniędzy. Dług – to tylko nienajlepsze wspomnienie. Choć z drugiej strony – bez przebycia tej drogi – nie wiem gdzie bylibyśmy dzisiaj. Dlatego wierzę – że skoro my mogliśmy – wiele osób także może odzyskać swoją niezależność finansową

Wystarczy na początek – zauważyć że jest źle i chcieć zmian. A potem konsekwentnie trzymać się tej drogi.

 

3 komentarze

  • Typowe schemat wchodzenia w spiralę zadłużenia. W tym wypadku udało się w dobrym momencie przerwać to błędne koło… Wielu ludzi przez brak podstawowej wiedzy o finansowych wpada w gorsze kłopoty, dlatego tak ważną jest edukacja,którą osobiście również się zajmuję Bardzo wartościowy blog, będę tu zaglądać

  • Wow! Ula, jaka szczerość!

    Gratulacje ogromne!!! Owacje na stojąco! 🙂

    Zauważyłam, że jak człowiek ma długi i przestaje sobie z nimi radzić, to zarazem dusi to w sobie, bo wstyd, bo temat TABU. Tak, mam wrażenie, że każdy bierze raty. E tam kredyt na meble, tv, właśnie nowy tablet z internetem, a później jak zaczynają się problemy- to człowiek chowa głowę w piasek i nieliczni mają odwagę, czy Ty, czy ja o tych długach pisać. Bo to takie polskie miec więcej, niż sąsiad :)A jak masz gorzej, niż inni, to jeszcze lepiej.

    Ja nawet zauważyłam pewną tendencję na blogu, jak pisałam jeszcze ponad rok temu, że jest dobrze, coraz lepiej- mało było komentarzy na blogu wspierających, motywujących. Były, ale to były komentarze stałych osób. A nagle bęć jak zaczęłam pisać o tym, że musiałam wziąć pożyczkę, czy przeprowadzaliśmy się i rzuciliśmy wszystko w cholerę, to masa krytycznych komentarzy, że można było to zrobić inaczej. Czasem nie da się inaczej, ale to każdy musi przejść swoją drogę.

    Wam się udało ją przejść 🙂

  • Wielki podziw i gratulacje za siłę walki ponieważ nie każdy ma aż tyle siły żeby walczyć z zadłużeniem i przeważnie chowają i uciekają od nich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *