Mamo – czy my umrzemy – to pytanie, które ostatnimi czasami coraz częściej pada w każdym domu. U mnie zadała je 9-cio letnia Wiktoria. Choć starsza Paula też bacznie nastawiała uszu, co odpowiem na to pytanie. Jeśli i u Was pojawia się w rozmowach coraz częściej wizja śmiertelności, braku pewności i strach – zapraszam do wpisu. Ja z tematem póki co poradziłam sobie i obie dziewczyny są spokojniejsze. Być może mój sposób spojrzenia na dzisiejszą rzeczywistość i Wam pomoże w rozmowach z dziećmi i ułatwi zaakceptowanie tego, z czym mamy aktualnie do czynienia. Więc jeśli kogoś temat zainteresował – zapraszam dalej.
Mamo – czy ja umrę?
Nikt z nas nie żyje w zawieszeniu, z każdej strony jesteśmy atakowani setkami informacji. Z radia, telewizji, czy podczas rozmów zarówno telefonicznych, jak i z dorosłymi domownikami. Nasze dzieciaki też nie są głuche i nieme. O czym zdarza się nam zapominać. I częściej rozumieją więcej, niż nam się wydaje. I zwykle bezbłędnie wyczuwają emocje – nas dorosłych. Dlatego jeśli ostatnio dużo rozmawiacie o koronawirusie, słuchacie radia czy włączacie telewizor i ustawiacie program na kanał informacyjny – nie dziwcie się, że ten temat prędzej czy później wypłynie. Szczególnie, gdy sami czujecie się niekomfortowo w dzisiejszej rzeczywistości – mówiąc konkretnie – po prostu się boicie.
Nie żeby to było coś złego. Każdy z nas ma chwile zwątpienia i każdy z nas za bardzo wybiega myślami do przodu. Każdy potrafi przejmować się rzeczami – na które tak naprawdę nie ma wpływu. Ten wirus szczególnie nam to aktualnie pokazuje. Mimo to – nie warto dać się zwariować. Nie warto też czarować rzeczywistości i udawać, że jest inna, niż jest.
Więc jeśli chodzi o mnie – gdy córa spytała się, czy umrze – odpowiedziałam zgodnie z prawdą i bez owijania w bawełnę. Czyli – że umrze. W domu bardzo często stawiamy na mówienie prawdy – nawet gdy jest ona bolesna i wywołuje łzy, czy czarną rozpacz. Więc tłumaczę córce – że skoro się urodziła – to na 100% umrze. Jak każdy inny człowiek. Czy ja, czy siostra, czy ukochany kotek czy babcia. Tyle tylko że nikt z nas nie wie kiedy umrze i w jaki sposób. A skoro nie mamy na to wpływu – to lepiej zamiast myśleć o śmierci – zająć się życiem. I cieszyć się tym, co jest tu i teraz. Tym że jesteśmy razem, możemy spędzać ze sobą czas i robić rzeczy – na które w danej chwili mamy ochotę – pod warunkiem, że nie wykraczają one poza obostrzenia.
Czytaj także :
Wiki – niby zrozumiała – ale drążyła temat. Z dziecięcą szczerością i dociekliwością pytała dalej.
- Mama – a czy jak będziemy umierali czy to będzie bolało?
- Co się z nami będzie działo?
- Czy Ty się boisz śmierci?
Mamo – czy My umrzemy?
Czyli cały zestaw pytań – z którego te pierwsze – mimo że trudne – to jednak dalej było najłatwiejsze. W tym momencie z pomocą przyszła mi moja wiara 😉 Ogólnie jestem osobą wierzącą. Wierzę, że istnieją siły dobra i zła, wierzę, że jedno i drugie jesteśmy w stanie do siebie przyciągnąć myślami i uczynkami (jedne z moich ulubionych powiedzeń – karma wraca). Wierzę też – że jest życie po śmierci. Tak po prost jest mi łatwiej to wszystko ogarnąć i trzymać się zasad, które wyznaję. Natomiast czy wierzę w obraz Boga sprzedawany przez naszą wiarę? Inny zestaw pytań poproszę 😉
Więc odpowiadając na te pytania – dalej staram się mówić zgodnie z posiadaną wiedzą. Czy śmierć boli – nie wiem – jeszcze nie umierałam 🙂
Czy boję się śmierci – trochę tak. Ale z drugiej strony wierzę – że to po prostu kolejna brama, etap, który trzeba przejść. Tak jak byłaś malutka i siedziałaś u mamy w brzuszku. Gdy się rodziłaś – na pewno się bałaś. Na pewno nie chciałaś zmian i nie podobało Ci się, że nie jesteś już w brzuszku. Każde dziecko przecież płacze, zaraz po urodzeniu. A teraz spójrz. Jaki fajny okazał się ten świat, na który przyszłaś. Chciałabyś cały czas siedzieć w brzuchu i nie widzieć i nie robić tego, co teraz możesz?
Młoda z zadowoloną minką spojrzała na mnie i stwierdziła, że w życiu. A przecież też się bałaś, też nie wiedziałaś co Cię czeka. Myślałaś, że jesteś stworzona do pływania, a jedyne zabawki to były Twoje ręce i nóżki. Dlatego – że nie wiadomo co nas czeka po śmierci – się teraz tego boimy. A przecież może się okazać, że tam jest dużo fajniej niż tu. Tak jak tu jest dużo fajniej niż w brzuszku.
Do Wiki ta argumentacja trafiła. Z uśmiechem na twarzy popędziła bawić sie dalej i korzystać z życia, które ma.
Rozmowy o śmierci – ciąg dalszy
Paula – nastolatka – nie do końca dała się przekonać takiej argumentacji. Dlatego miałyśmy jeszcze długą rozmowę na temat odpowiedzialności, czynienia dobra, odpowiadania za swoje czyny i myślenia, o tym jaki możemy mieć wpływ na drugiego człowieka. Ogólnie staram się jej przekazać zasadę – by zanim coś zrobi, pomyśłała jak ona poczułaby się w tej samej sytuacji. A taka rozmowa, to dobry moment na poruszenie tych kwestii.
A ponadto – gdy rozmowa znowu zeszła na śmierć i umieranie – uspokoiła ją myśl, że każdego dnia umieramy. Każdego dnia – gdy kładziemy się spać – nas nie ma. Nie ma naszych myśli, nie ma naszych emocji i nie wiemy zasypiając dzisiaj – czy jutro będzie dane nam się obudzić. A skoro mamy taką wprawę w „umieraniu” to czym się przejmować? I czego się bać? Już to znamy i sobie z tym świetnie radzimy. Więc – jak przyjdzie czas umrzeć – to się umrze. A teraz lepiej żyć – niż w kółko rozmyślać – co by było gdyby i na to tracić energię.
I w ten sposób sytuacja u nas została opanowana. Ponadto praktycznie odciełam dziewczyny od informacji z TV i radia. Internet mają – ale dziwnym trafem – jakoś nie ciągnie je na portale informacyjne z wiadomościami o koronawirusie. Nawet na youtube znajdują ciekawsze rzeczy, niż wiadomości o pandemii. I myślę – że dobrze by było – gdybyśmy i my dorośli poszli ich tropem. W dzisiejszych czasach nadmiar informacji po prostu szkodzi.
Ps. Też mieliście takie rozmowy ze swoimi dziećmi? U Was też padało pytanie: Mamo, czy my umrzemy? Co im mówiliście, jak ogarniacie temat? Podzielcie się w komentarzach. Dobra podpowiedź zawsze cenna 🙂
Pozdrawiam Ula
Przed wielu laty, czytając książkę mojemu kilkuletniemu synowi, nawiązując do treści książki powiedziałem nagle „wszyscy kiedyś umrzemy…”.
W oczach syna zobaczyłem łzy. Było mi bardzo szkoda, że tą brutalną szczerością naraziłem dziecko na tak mocne przeżycie. Myślę, że jeśli już dziecko pyta, to trzeba dostosować formę przekazu do jego niepełnego rozwoju emocjonalnego. Wstrząs psychiczny nie jest tu wskazany.
Myślę, że to trochę inna sytuacja. W mojej dziecię bezpośrednio zadało pytanie – na które chciało znać odpowiedź. Samo zaczeło temat – więc w jakimś stopniu było na niego emocjonalnie gotowe. I tu ściemnianie i „chronienie” nie było by moim zdaniem do końca fair. A w Twoim przypadku to było przypadkowe i niezamierzone wyskoczenie przed szereg 😉 Z ciągiem dalszym. Ale masz rację – wiedzę trzeba dostosowywać do emocji dziecka. I jeśli nie chce o czymś słuchać – nie wywoływać dodatkowych emocji. Szczególnie, że w ostatnich dniach i tak mamy ich nadmiar