Jak nie zwariować w czasach koronawirusa? Nie wiem jak Wam – ale mi to pytanie coraz częściej chodzi po głowie. Szczególnie, gdy ma się dzieci w wieku szkolnym w domu i samemu też jest się uziemionym. Lub gdy cały czas gra telewizor w tle z coraz to nowymi wywiadami i ekspertyzami na temat pandemii. W takich warunkach bardzo łatwo poczuć zniechęcenie, bezsilność, strach i przygnębienie. Jednak… Można żyć inaczej. I o tym jak nie zwariować w dzisiejszym świecie będzie ten wpis
Jak nie zwariować w czasach koronawirusa?
Wbrew pozorom jest to łatwiejsze niż myślisz. Wymaga jedynie odrobinę treningu i odcięcia się od negatywnych wiadomości, którymi jesteśmy z każdej strony faszerowani. Jak widzę, co aktualnie dzieje się w radiu, telewizji i na portalach internetowych – to mam ochotę soczyście zakląć. Mówiąc szczerze – klnę – i to często nie pod nosem. Jednak ze względu na fakt – że ten blog jest odwiedzany przez dzieciaki w celu znalezienia przepisu na slime na przykład – daruję sobie dokształcania ich w tym zakresie. Jak macie ochotę – to zróbcie to w moim imieniu.
Ogólnie – wszędzie widzę strach i próby wywierania wpływu i manipulacji. Na które jesteśmy po prostu podatni. Jeśli w kółko słucha się, czy czyta się to samo – to w końcu wejdzie to głębiej w nas, niż byśmy chcieli. Nawet gdy wydaje nam się, że jesteśmy odporni. Nie jesteśmy. A przynajmniej nie tak bardzo jak nam się wydaje, albo jakbyśmy chcieli. Ostatnio zostałam poddana takiej tresurze w Biedronce. Byłam na większych zakupach (dla siebie i jeszcze jednej rodziny) – i w kółko gadający Pan w tle jak jest ciężko – jak musimy uważać, zachowywać bezpieczeństwo i cholera wie co jeszcze – doprowadził do tego, że negatywne emocje zaczęły we mnie wzbierać. A to tylko nagrany głos. Czasami naprawdę niewiele trzeba, szczególnie, gdy wszyscy są podminowani. Nie tylko ja. Na szczęście strat w ludziach ostatecznie nie było. Tylko te głośniki miałam straszną ochotę rozwalić 🙂
Jak nie zwariować w czasach koronawirusa – przepis na sukces
Ok. Ale nie o tym miałam pisać. Miałam pisać o tym, że aby nie zwariować trzeba wyjść z tego głównego nurtu. Trzeba się wyłączyć i zresetować. Zacząć myśleć inaczej i dostrzegać plusy tam – gdzie wydaje się, że ich totalnie nie ma. Więc na początek proponuję każdemu bez wyjątku następujący plan działania
- odłączenie się od wszelkiego rodzaju mediów. Internetu też. Sprawdzanie co 60 minut czy są nowe osoby zarażone i kto jeszcze zmarł – nie poprawi jakości naszego życia. Wręcz odwrotnie. Raczej doprowadzi do bardziej depresyjnych myśli
- zaakceptowanie swoich emocji. Po prostu pogodzenie się z nimi. Nie walka, nie ukrywanie, nie podświadome spuszczanie własnego ciśnienia na inne osoby. Po prostu akceptacja. Jest mi źle, jest mi smutno, boję się i to jest ok. Mam prawo się tak czuć. I jak już wiesz, jakie emocje Ci towarzyszą – warto uświadomić sobie – że ja to nie worek emocji. Nad nimi można zapanować. To że czuję się źle, nie znaczy – że wszyscy w moim towarzystwie mają to odczuć. Można nad tym panować i mieć na to wpływ. I w necie znajdziecie naprawdę mnóstwo informacji na ten temat. Wystarczy poszukać i zacząć wprowadzać krok po kroku
- ćwiczenia fizyczne. Tak. Wyciśnięcie ze swojego ciała siódmych potów naprawdę daje zaskakujące rezultaty i oczyszcza głowę z głupich myśli. Zakwasy w miejscach, o których do tej pory nie wiedziałaś, że istnieją – świetnie wpływają na poprawienie samopoczucia. A jeśli – tak jak ja – macie wielkie i obwisłe fałdy na brzuchu – z czystym sercem i dużą radością polecę Wam Matkę Fit Wariatkę i jej miazgę. Pozytywnie zakręcona kobieta, poukładana i nie przebierająca w słowach. Co też ma ogromne znaczenie w dzisiejszych czasach. A jej treningi zamienią Was w worek kości i obolałych mięśni. Moim zdaniem – nic lepszego nie może Was spotkać. Oprócz Matki Fit Wariatki polecam jeszcze Quczaja 🙂 Osobiście uwielbiam jego poczucie humoru i filmiki które wstawia 🙂 A trening z kimś, na kim można wzrok zawiesić też ma swoje plusy 😉
- plan działania. Tak wiem. Wszyscy mówią, że teraz jest beznadziejnie, mega ciężko i masz prawo leżeć na łóżku i ryczeć. Nic nie robić i dobrze się z tym czuć. Powiem tak. Kilka dni tego próbowałam. I w sumie po tych kilku dniach poczułam się jeszcze bardziej bezradna, zdołowana i pozbawiona energii. Dlatego – aby to zmienić – zrobiłam coś zupełnie innego. Zaczęłam sobie wyznaczać dzienne cele. Wypisuję w kalendarzu 5 rzeczy – na które totalnie nie mam ochoty. Których absolutnie nie chcę zrobić. Z tych 5 rzeczy uważam – że sukces osiągnęłam – gdy wykonałam 3. Mam wybór za co się wezmę. A gdy udaje mi się odhaczyć te 3 rzeczy – czuję, że mam moc. Moc sprawczą. Że mam wpływ i mimo tego całego zwariowanego świata mogę jeszcze o sobie decydować. Taka wydawałoby się pierdoła – a dużo zmienia w podejściu do życia i szacunku do siebie.
- życie tu i teraz. Gdzieś kiedyś wyczytałam tekst, że 90% problemów o których myślimy, nigdy nie ma miejsca. Mamy mózg, a to cudo nieustannie myśli. Ponadto potrafi wybiegać zarówno w przyszłość, jak i w przeszłość. Potrafimy dzięki niemu godzinami rozpamiętywać to, co już było, co byśmy powiedzieli inaczej, zrobili, postąpili. I na tym schodzi nam setki godzin. Kolejny złodziej czasu – to rozpamiętywanie, jak ktoś nas potraktował, a nie powinien, albo co nas przykrego spotkało 😉 No bo myślenie o czymś przyjemnym, to przecież obciach 🙂 A jak nie myślimy o przeszłości – to wybiegamy myślami w przyszłość. Najczęściej polega to na martwieniu się na zapas. Od totalnie pierdołowatych rzeczy – ile będę musiała stać w kolejce do Biedronki, po znacznie poważniejsze – czy zachoruję, jak to przejdę, co jeśli umrę, na kogo wyrosną moje dzieci i tak dalej, i tak dalej. Wstawcie sobie – to, co aktualnie spędza Wam sen z oczu. A fakty są takie – że większość tych wymyślonych problemów i sytuacji nigdy nie ma miejsca. A nawet jak coś się zdarzy – nagle okazuje się, że mamy w sobie tyle siły i zdeterminowania – że problem zostaje rozwiązany. Podejmujemy działanie i lepiej lub gorzej sobie z nim radzimy. Albo – tak jak teraz – życie pisze zupełnie inny scenariusz, niż my w swoich głowach. Kto pół roku temu myślał, że będzie uziemiony w domu? A wszystkie kina i restauracje będą pozamykane? Nie jesteśmy w stanie przygotować się na wszystko, co nas czeka w przyszłości. Więc zadręczanie się wymyślonymi scenariuszami nie ma zbyt dużego sensu. Lepiej głęboko odetchnąć 2 razy i żyć tu i teraz. Z ludźmi i sytuacjami, które właśnie teraz są Twoim udziałem. Bo zwykle tu i teraz jest lepsze od tego, o czym myślimy.
- wychodzenie poza schematy. Im jesteśmy starsi – tym większą uwagę przykładamy do swoich przyzwyczajeń. I każda – najmniejsza zmiana – wywołuje nasz sprzeciw i bunt. A moim zdaniem to właśnie zmiany nas budują. To dzięki zmianom jesteśmy często silniejszymi i lepszymi ludźmi. Takim zmianom często towarzyszą kryzysy. Jednak, gdy już się z nimi uporamy – wiele razy może się okazać, że te doświadczenia były nam potrzebne – bo właśnie po nich czujemy się lepszymi, bardziej pełnymi i pogodzonymi ze sobą ludźmi. Przynajmniej ja tak mam. I tak twierdzę 🙂 Więc być może – ten koronawirus jest dla nas taką próbą charakteru i kilka fajnych rzeczy z niego wyniknie? Kto wie, jak się przyszłość każdego z nas potoczy. A pomijając te wszystkie ograniczenia – zawsze możemy zrobić coś, czego do tej pory nie robiliśmy i co da nam power. Moim ostatnim odkryciem w tej dziedzinie jest Wim Hof. I najlepsze jest to – że jego metody na podniesienie odporności można praktykować w domu. To właśnie ten człowiek uświadomił mi – że można morsować w wannie 🙂 Lub pod zimnym prysznicem. Więc tak naprawdę mimo ograniczeń – nawet w dzisiejszych czasach można zrobić coś innego. Coś ciekawego, co rozwija i poprawia humor
- wdzięczność. A to już ostatnie z zaleceń z dzisiejszej serii: jak nie zwariować w czasach koronawirusa. Proponuję Wam proste ćwiczenie. Zamiast skupiać się na negatywach – pomyślcie, co Was dobrego spotkało danego dnia. Czy jest coś, co poprawiło Wam humor, wywołało uśmiech na twarzy? Coś, czego zwykle – nie zauważacie. Uważacie za oczywistość, która po prostu jest. Tak jak spacery po lesie jeszcze całkiem niedawno. Więc zabawa polega na tym, że dzień w dzień wynajdujemy przynajmniej 3 rzeczy, za które jesteśmy wdzięczni. Może to być tak błahy powód, jak promienie słońca na twarzy czy śpiew ptaków za oknem. A może fakt, że dziecko cieszy się na Twój widok i chce się przytulić? Na pewno coś się znajdzie. Na początek – jeśli wcześniej się tego nie robiło – może być trudno. Jednak po tygodniu – idzie znacznie łatwiej. Ale co ważniejsze – zmienia nasze spojrzenie na nasze życie.
I dzisiaj tyle. Jakbym się zastanowiła – to pewnie do listy jak nie zwariować w czasach koronawirusa kilka punktów bym dodała. Jednak dzisiaj uważam – że zawarłam w niej najważniejsze rzeczy. A jak Wy radzicie sobie z koronawirusem i kwarantanną? Podzielcie się swoimi patentami 🙂 Pomoc innym też poprawia humor i dobrze wpływa na samopoczucie 🙂
…psychologia powinna być ważniejszy przedmiotem w szkole niż np matematyka. To przekaz dla młodych, a my starsi to i tak mamy „przerąbane” pozdrwiam z kwaśną miną