Zastanawialiście się kiedykolwiek po co uczyć dzieci oszczędzania?
Czy naprawdę jest to ważne i potrzebne w życiu?
A może lepiej nauczyć je zarabiać konkretne pieniądze i radzić sobie w życiu?
Przecież oszczędzanie wielu z nam kojarzy się z ograniczaniem, rezygnacją z czegoś co nam się należy.
Albo wręcz przepełnia nas myśl, że skoro my czegoś nie mieliśmy – to stanę na głowie aby moje dziecko miało lepiej. Kiedy ja byłam dzieckiem – nawet cytrusy były dobrem luksusowym – a moje dzieci przecież zasługują na wszystko co najlepsze…
Więc po co uczyć dzieci oszczędzania?
Nie lepiej, aby żyły jak pączki w maśle i miały wszystko co sobie zamarzą?
A marzą o wielu rzeczach – ostatecznie telewizyjne reklamy uświadamiają je co powinny mieć, a czego jeszcze nie mają. Dodatkowo internet, rozmowy z rówieśnikami czy rodzicami też pomagają dziecku w szybkim znalezieniu kolejnej zachcianki.
Więc nie lepiej abyś Ty rodzicu zasuwał 6 – 7 dni w tygodniu, kilkanaście godzin na dobę – aby Twoje dziecko mogło pokazać się z najnowszym telefonem, albo w markowych ubraniach. Oczywiście nie tylko ono – dla Ciebie też może to być ważne. Ewentualnie aby mogło po wakacjach powiedzieć – a my w tym roku byliśmy na wakacjach na Capri, Wyspach Kanaryjskich itp, itd.
I oczywiście ani chwili nie poświęcić na rozmowę z dzieckiem, ile te dobra kosztują Twojego czasu. Ty jako rodzic pieniądze po prostu masz zapewnić rodzinie – bez względu na takie koszty jak czas. Czas – który mógłbyś spędzić z dzieckiem, na wspólnej zabawie, rozmowie, po prostu na byciu razem.
Nie lepiej zapewnić mu wszystko, niż zastanawiać się, po co uczyć dzieci oszczędzania?
Ostatecznie – w chwili gdy potrzeby będą większe niż Twoje zasoby rodzicu – zawsze można się posiłkować pożyczką, kartą kredytową. Bank chętnie pożyczy Ci pieniądze, a Ty w dalszym ciągu możesz dziecku zapewnić kolejną niezbędną rzecz . Ale – wszystko ma swoje konsekwencje – kolejna zabawka w domu – to także więcej rodzica w pracy, a mniej w domu. Oraz ciężko zapracowane pieniądze oddane za friko bankom w postaci opłat czy odsetek.
Po tym wstępie mam nadzieję, że widzicie do czego zmierzam i co chcę Wam przekazać.
Dla jasności. Nie mam aspiracji, a tym bardziej doświadczenia czy wykształcenia, by kreować się na guru i wszechwiedzącą osobę z zakresu edukacji finansowej dzieci. Za to od 11 lat jestem matką. I ta ciągle nowa dla mnie rola społeczna sprawiła, że staram się być dzień w dzień lepszą wersją siebie właśnie dla dzieciaków. Oraz staram się jak najlepiej przygotować dzieciaki do dorosłego życia. Także pod kątem edukacji finansowej.
Jeszcze kilka lat temu utknęłam w przekonaniu – jestem matką – muszę zapewnić swoim dzieciom wszystko, co najlepsze. Tak jak nie miałam problemu odmówić czegoś sobie – tak dzieciom gwiazdkę z nieba bym ściągnęła – bez względu na koszty. Tyle tylko, że ta gwiazdka z nieba okazywała się kolejną zabawką. Zabawką, którą moje dzieciaki pobawiły się kilka dni – by za chwile już marzyć o kolejnej rzeczy.
Po jakimś czasie zauważyłam – że mimo ogromnej ilości gadżetów w pokoju – córki najbardziej cenią czas spędzony z nami – rodzicami. Na wspólnych zabawach, rozmowach, atrakcjach – które kosztowały znacznie mniej pieniędzy, a znacznie więcej czasu. I te wspólne wyprawy były znacznie dłuższym tematem rozmów niż zabawka.
Dodatkowo – kolejna spełniona zachcianka sprawiała, że córy coraz mniej szanowały to co miały, a coraz szybciej i częściej podążały za następnymi rzeczami umieszczonymi na półkach sklepowych. Gdy widziały, że ulegamy ich prośbom, namowom lub tyradom w sklepie – stosowały je coraz częściej. I w sposób coraz bardziej widowiskowy. Szczególnie młodsza do perfekcji opanowała krzyki, płacze i rzucanie się na podłogę.
Znacie to?
Ja też miałam okazję poznać 🙂
Żyjemy w świecie, w którym żyjemy. Pokus jest całe mnóstwo. Ciężko oprzeć się im rodzicom – dzieciom tym bardziej.
I jeśli nie pomożemy naszym pociechom od małego zrozumieć o co w tym całym finansowym świecie chodzi – na starcie znajdą się na gorszej pozycji.
Będą w miejscu – w którym wszelkiego rodzaju doradcy finansowi oraz firmy marketingowe i sprzedażowe będą mamić Twoje dziecko szybkimi i "prawie" bezkosztowymi kredytami, kartami, pożyczkami.
Będą korzystać z ich niewiedzy, by przekonać że najważniejsze jest życie tu i teraz, najlepiej na pokaz i ponad stan możliwości finansowych.
Będą ułatwiać spełnianie kolejnej zachcianki.
Oczywiście nie za darmo (ale kto by czytał ten mały druczek w umowach).
W efekcie Twoje ukochane dziecię ma ogromne szanse na zostanie wspólczesnym niewolnikiem. Na życie, w ciągłym stresie, gdzie ktoś inny dyktuje mu warunki jak ma żyć i na co się zgadzać.
Gdzie najważniejsza jest pensja – bo brak dochodu choćby przez jeden miesiąc – może doprowadzić do katastrofy finansowej i braku wypłacalności.
Gdzie kwoty do spłaty kredytów i pożyczek dyktują warunki życia, tematy rozmów w pracy i po pracy, stan emocji w rodzinie.
Gdzie jedna nieprzewidziana sytuacja – stłuczka, awaria pralki lub lodówki- rośnie do rangi problemu i staje się powodem rodzinnych awantur.
Skąd to wiem?
Sama przerabiałam tą drogę i sama popełniałam te błędy. I kilka lat mi zajeło naszej rodzinie wydostanie się z tej sytuacji.
Dzisiaj – z bagażem doświadczeń – chciałabym – aby moje dzieciaki i także Twoje 😉 miały lepiej. Były lepiej przygotowane do finansowej podróży w dorosłość. A to z kolei wiąże się z oszczędzaniem i odkładanie gratyfikacji w czasie.
Więc jak? Chcesz wiedzieć
Po co uczyć dzieci oszczędzania?
- By pokazać im – że można żyć inaczej
- By pokazać że mieć – wcale nie oznacza być
- By uzmysłowić dzieciakom – że pieniądze nie biorą się z powietrza. Są wynikiem pracy rodziców – która zawsze jest czasochłonna. A to z kolei oznacza, że wymieniasz czas z rodzicem na zabawkę. Wiele dzieciaków nie zdaje sobie z tego sprawy. I dopóki Ty rodzicu nie uświadomisz dziecku tej zależności – nie ma pojęcia jaka jest prawdziwa cena kolejnego gadżetu w domu.
- By nie zrobić dziecku krzywdy. Skoro od najmłodszych lat utwierdzasz je w przekonaniu, że jest najważniejsze i na pierwszym miejscu – będzie żyło w takim przeświadczeniu i w życiu dorosłym. A wszelkie porażki – będą katastrofą życiową, a nie sposobem na naukę i wyciągnięcie wniosków
- By nauczyć dziecko cierpliwości i szacunku dla pracy i czasu jaki został nam dany na tym świecie
- By potrafiły zastanowić się co jest dla nich ważne i nie poświęcały całego swojego życia na spełnianie zachcianek
- By mogły nauczyć się obsługiwać przysłowiową wędką, a nie czekały cały czas na kogoś, kto zapewni im kolejną rybę
- By nie wychować roszczeniowego, młodego człowieka, który wychodzi z założenia, że wszystko mu się należy
- By mieć w dzieciach oparcie w okresie życia, kiedy to my będziemy potrzebowali wsparcia
- I jeden z najważniejszych punktów dla mnie. By ceniły swoją wolność i niezależność – także tą finansową bardziej niż zabawki i gadżety, które oferuje im świat.
Czy jest to łatwe?
Absolutnie nie – znacznie łatwiej wspólny czas na zabawę i naukę jest zastąpić kolejnym reklamowanym produktem. Wierzę jednak, że może ten wpis choć trochę zmobilizuje Was do refleksji i być może tych trudniejszych rozwiązań związanych z wychowywaniem dzieci i nauką oszczędzania.
Ps. Jeśłi podobał Ci się ten artykuł lub znasz kogoś, kogo mogłabym zainteresować tym wpisem – proszę – udostępnij go. Dla Ciebie to jedno kliknięcie – a dla mnie motywacja do dalszej pracy 🙂
To, że nauka oszczędzania jest bardzo ważna, wiem sama po sobie.
Moja mama nigdy mnie i mojemu bratu niczego nie żałowała, na wszystko pozwalała. Wolała sobie odmówić, a nam dać. Z drugiej strony zaś była ciocia, która od samego dzieciństwa uczyła jak należy zarządzać pieniędzmi, itd. Może i byłam za mała na takie sprawy, ale gdy doroslam cały czas o nich pamiętałam i wykorzystywałam w życiu codziennym. Dzieki tym właśnie radom nigdy nie popadne w dlugi, rachunki są opłacone na czas, a rady mojej cioci przekazuje wszystkim wokół.
Fajnie, że dane Ci było mieć taką ciocię. Niestety u nas temat pieniędzy i wszelkie związane z nim zagadnienia to z reguły tabu. A już na pewno nie temat do rozmó z dzieciakami. Jednak wierzę – że małymi kroczkami można to poprawić i zmienić 🙂