wywiad ula mamonik.pl

Wywiad z Ula mamonik.pl

Wywiad z Ula mamonik.pl Tak dobrze czytacie. Taki jest tytuł posta i blog tez się zgadza. Dalej jesteście na stronie mamonik.pl

Już piszę – mam nadzieję – że dla Was (a nie dla siebie) kilka miesięcy i w sumie zbyt wiele o mnie nie wiecie.
Dlatego dziś dla odmiany – postanowiłam przeprowadzić wywiad sama z sobą 🙂
Dzięki temu – Wy będziecie mieli okazję poznać mnie bliżej -a ja będę miała okazję opowiedzieć, napisać tak szczerze i bez ogródek co mi w sercu gra 🙂 Jest 10 minut po godzinie 5 rano 🙂 Ciemno wszędzie, w domu cisza i spokój – dzieciaki jeszcze śpią. A ja delektując się tą chwilą piszę do Was. To mój nowy nawyk. Może jeszcze nie nawyk – ale chciałabym – aby tym właśnie został. Dzięki Bartkowi Kołodziejowi i Pepsi Eliot zawdzięczacie te zmiany. Także w ilości artykułów na blogu 🙂


Ok, Tyle tytułem wstępu. Teraz czas odpowiedzieć na pytania – które zadawałam gościom trzech ostatnich wywiadów. Formy nie zmienię – podzielę się z Wami odpowiedziami na te same pytania. Najlepsze jest to – że ile ludzi – tyle odpowiedzi. Niby każdy dostał bardzo podobny – jak nie identyczny zestaw pytań. Jednak każdy odpowiada ze swojego własnego punktu widzenia, kładąc nacisk na zupełnie różne rzeczy, I to jest świetne. Dzięki temu – zarówno ja – jak i Wy – macie możliwość spojrzenia na to samo zagadnienie pod różnymi kątami, różnymi oczami… I wybrania dla siebie tego – co przyda się Wam najbardziej.


Kilka słów o sobie. Prywatnie i zawodowo.


Nazywam się Ula. I mam taki szalony pomysł – pomóc rodzicom lepiej przygotować dzieciaki do życia w dorosłym świecie. Świecie, w którym oceny na świadectwie nie zapewniają już sukcesu, ciekawej i wysokopłatnej pracy, a etat dawno przestał być kojarzony ze stałym zatrudnieniem i bezpieczeństwem. Świecie, w którym duże znaczenie ma pieniądz – i dzieciaki wiedzą to.

Jednak my dorośli staramy się zaklinać rzeczywistość i z normalnej, codziennej sprawy – robimy tabu. Temat, na który nie chcemy rozmawiać z dziećmi. Temat, który udajemy że nie istnieje. Podobnie jest w szkole. Moja starsza córka chodzi do 4 klasy szkoły podstawowej – i w szkole dowiedziała się jedynie jak obraca się pieniędzmi. Jak się je dzieli na grosze i sumuje na złotówki, dziesiątki i setki złotych. Nie mówię że to jest mało, czy nie jest to potrzebne. Po prostu na tym poziomie jej edukacja finansowa by pozostała wiele lat – jeśli ja jako rodzic nic z tym nie będę robić.

Nikt nie tłumaczy jej i pewnie tłumaczył nie będzie po co są pieniądze, dlaczego w takiej formie, skąd się biorą, jak z nich mądrze korzystać by dzięki nim cieszyć się bardziej życiem. Bo można też przecież w drugą stronę. Używać ich w ten sposób, by zawsze mieć braki i potrzebować wsparcia z innej strony: rodziny lub banków. Przy czym banki – nie wspierają za darmo. To taka pomoc – która bez podstawowej wiedzy i zdrowego rozsądku – może pogrążyć Cię jeszcze bardziej. 

ula z mamonik.pl

O czym wielu dorosłych zdaje się również zapominać.

I o tym wszystkim mam zamiar pisać na tym blogu. Już zaczęłam i będę ciągnąć temat. Mam nadzieję – że to co piszę przyda się Wam i będziecie chętnie do mnie wracać 🙂
To tyle jeśli chodzi o prywatę – przynajmniej tą blogową, Ta mniej blogowa – mieszkam na wsi. Mam dwie córy – które wychowują się w rodzinie wielopokoleniowej. W jednym domu mieszkamy razem z dziadkami dziewczyn oraz ich prababcią 🙂 Widoki za oknem mamy fajniejsze niż z bloku. Jedyny mankament – wszędzie jest trochę dalej. Z drugiej strony – to też często potrafi być atutem 🙂


Zawodowo jestem związana z administracją samorządową. Moja praca polega na rozdawaniu pieniędzy 😉 Czyli mówiąc krótko w pracy mocno związana jestem z tematem świadczeń rodzinnych, świadczeń wychowawczych i funduszu alimentacyjnego. O doświadczeniach z pracy można by było wiele napisać. Zero korpo – chociaż i u mnie bywa stresująco i z terminami na wczoraj.

Ponadto przez kilka lat prowadziliśmy z mężem firmę. Między innymi sklep internetowy z kosmetykami. Aktualnie sklep ma innego właściciela, firma zamknięta, a my powoli zdobywamy pierwsze szlify w inwestowaniu w nieruchomości. Pochwalić się jeszcze nie ma czym – ale pierwsze koty za płoty. Zarobki więcej niż przyzwoite jak na standardy etatowców – więc w miarę możliwości temat będziemy ciągnąć nadal. Mam nadzieję, że dzięki tym działaniom uda się uzbierać kapitał niezbędny do kupna mieszkania w celach inwestycyjnych i to długoterminowych. Czyli mieszkania na wynajem.
 

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z finansami osobistymi. Skąd zainteresowanie tematem?

 

U mnie nie ma jednego momentu. Nie była to jedna chwila – kiedy odkryłam, że finanse to mój konik. Raczej długa – bo ciągnąca się już ponad 10 lat droga. Scenariusz typowy. Studia, potem praca. Praca jeśli chodzi o zarobki – w zupełności wystarczała na wytworzenie strefy komfortu. Do chwili – gdy byłam sama. Gdy założyliśmy rodzinę i w naszym życiu pojawiły się 2 wyjątkowe istotki – nasze córy – kolorowo być przestało.

Podejmując nieprzemyślane decyzje dotyczące naszych finansów, źle nimi zarządzając i żyjąc ponad stan – wpędziliśmy się w długi. Nie były jakieś ogromne – jednak były jak kubeł zimnej wody na głowę. W tym czasie uwierzyliśmy że być = mieć. I otaczaliśmy się rzeczami, których nie potrzebowaliśmy. Zajęci konsumpcją – nie zauważaliśmy – że staczamy się coraz niżej. 

Na szczęście przyszedł dzień w którym się obudziliśmy. I zaczęliśmy od nowa układać nasze finanse. Wiązało się to ze zmianą pracy męża, a także przeprowadzką. Kolejnym krokiem było ograniczenie zbędnych wydatków, następnym podjęcie decyzji o własnej firmie, a potem inwestowaniu.

Tutaj to nawet nie linijka tekstu. W realnym świecie każda zmiana – a raczej dorośnięcie mentalne do niej – trwało kilka lat.

A teraz dorosłam do tego – by dzielić się tym, co już wiem. I cały czas się dokształcam. Czytając więcej i podejmując próby częściej niż inni.

Znaczącym punktem w moim rozwoju i zmianie podejścia były szkolenia oraz książki. Najpierw Tracy, potem Kiyosaki i Szafrański Michał. Co ciekawe – czytając bloga Michała – wygrałam konkurs zorganizowany przez niego na blogu. Udział w szkoleniu NAC. Inny świat – inni ludzie. Michał był wtedy świeżo po szkoleniu u Piotra Hryniewicza. I właśnie tam poznałam sporo ludzi z tej ekipy – inwestujących w nieruchomości. Łącznie z Piotrem Hryniewiczem i Mateuszem Brejtą. To też był taki kamyczek, który z czasem wywołał lawinę. I zdecydował o miejscu, w którym jestem teraz. 

 

Ogólnie miałam okazję zarówno być totalnie spłukana – gdzie każda awaria, każdy niezaplanowany wydatek finansowy – był tragedią. I powodem do punktów zapalnych i awantur w rodzinie. Jak i być osobą z dość sporą poduszką finansową. Mogłam na własnej skórze poczuć jak zmienia się perspektywa. Jak człowiek jest bardziej pewny siebie i swoich możliwości. Jak spokojniejsze jest życie i o ile jest mniej kłótni. Jak dzieciaki czują się pewniejsze i bardziej bezpieczne. Jak potrafię sobie poradzić ze zmianami w życiu, a nawet część z nich sama wywołuje. I to tych pozytywnych.

 

Dlatego – postanowiłam propagować ideę edukacji finansowej. I to wśród rodziców. Sama jako mama zauważyłam – że dla siebie – wiele tematów odpuszczam. Jednak dla dzieci – stać mnie na więcej. Jestem w stanie dla nich góry przenosić 🙂 I zgłębiać pojęcia z zakresu ekonomi. Są dla mnie lepszą motywacją – niż mój rozwój. I bazując na tym – pomysł na blog. Bo co z tego, że osiągnę wolność i niezależność finansową. Jeśli dzieciaki nie przygotuję do tej sytuacji – moment kiepskimi decyzjami czy życiem na pokaz zniszczą to – co przez lata wypracowaliśmy. A same – być może znajdą się pod kreską – pracując dla innych, będąc smętnymi i niezadowolonymi z życia ludźmi.

Dlatego – właśnie teraz – póki jeszcze mam na nie wpływ – chcę nauczyć je łowić ryby. A nie tylko korzystać z gotowców. Chciałabym – aby zanim dorosną – potrafiły korzystać z wędki finansowej. I same łowiły, a nie dały się złowić wszelkiego rodzaju manipulacjom marketingowym prowadzącym do problemów finansowych. I swoje sposoby i patenty pokazać innym rodzicom. Może też się przydadzą i staną się inspiracją do zmian.


Jakie wartości odnośnie pieniędzy wyniosłaś z domu. Jakie nawyki wypracowali Ci rodzice odnośnie finansów. Co się przydało, a co jest balastem?

 

To kolejny powód – dla którego zaczęłam pisać bloga. Moi rodzice mieli wiele przekonań – które mi wpoili jakby przypadkiem – a które bardzo mnie ograniczały. 

Żyło nam się całkiem dobrze do czasu transformacji. Po przejściu na demokrację – przestało być różowo. Mieliśmy problemy finansowe – i to spore. Rodzice nie potrafili się dostosować do nowych warunków. Cały czas robili to samo – licząc, że da to inne efekty niż wcześniej. Dodatkowo – wymarzyli sobie, że wszystkie ich dzieci – a jest nas trójka – ukończą studia. I w sumie doprowadzili to marzenie do końca. Wszyscy skończyliśmy szkoły wyższe i na pewno pomogło nam to w życiu. Jednak z drugiej strony już od dawna większe pieniądze zarabiają wykwalifikowani rzemieślnicy niż urzędnicy. 

W czasach podlotka – gdy żyło nam się dużo poniżej przeciętnej – często słyszałam od rodziców, że pieniądze są złe, że szczęścia nie dają, że mają je złodzieje i źli ludzie. Że do wielkich pieniędzy dochodzi się po trupach i bez oglądania się na innych. Trochę się nie dziwię – patrząc na to z perspektywy czasu. Lata 90-te to faktycznie był Dziki Zachód w Polsce. I różni ludzie – częściej Ci bez zasad moralnych – dochodzili do dużych pieniędzy i rządzili okolicą.

Więc jak z takimi poglądami można było mieć pieniądze? Nie mieli ich rodzice, długi czas nie mieliśmy ich także my. I sporo czasu trwało, nim uwolniłam się od ich przekonań, jak się okazało – głęboko zakorzenionych także we mnie. Z drugiej strony – brak pieniędzy – nauczył mnie szacunku do nich. Potrafiłam szukać sposobu na dodatkowe pieniądze – zbierając butelki na przykład 🙂 Potrafiłam je też długo oszczędzać i chomikować – by potem wydać wszystko jednego dnia na głupoty 🙂 

Więc popełniłam mnóstwo błędów po drodze. Niektóre miały większe znaczenie dla mnie, inne mniejsze. Faktem jest – że wszystkie te doświadczenia pomogły mi ruszyć w drogę by znaleźć się w miejscu, w którym jestem teraz.

 

Jednak – tak jak pisałam – bardzo ciężko walczyło mi się z zakorzenionymi w podświadomości przekonaniami odnośnie pieniędzy. I długo trwało nim się z nimi uporałam. Na skali liniowej – nie zaczynałam od punktu 0 (zero) – lecz  – 10 (minus dziesięciu). I wiedząc, ile trudu kosztowało mnie dojście do zera – chciałabym innym dzieciakom ułatwić życie. I zwrócić ich rodzicom uwagę na to – że to co mówią i jak odbierają pieniądze – ma kolosalny wpływ na życie ich dzieciaków. 

Być może właśnie dzięki tym doświadczeniom – macie tego bloga 🙂 

Co się przydało – szacunek do pieniądza. I wiedza – ile czasami trudu kosztuje zarobienie kilku złoty.

 

Czego chciałabyś nauczyć dzieciaki o finansach, i jak ci idzie?

Oraz ile mają lat i od kiedy pomagasz im w opanowaniu przez nich podstaw edukacji finansowej

 

Oj – wiele jest tego. Chciałabym, aby były szczęśliwe i zadowolone ze swojego życia. A ta kwestia – w dzisiejszym świecie – wiąże się z pieniędzmi. Można zarabiać majątki miesięcznie – i nic nie mieć. Być jak spławik na wodzie, który płynie tam – gdzie pchną go inni. Czy mu się to podoba, czy nie. A ja chciałabym – aby dziewczyny robiły to co lubią bez presji, że są jakieś kredyty, wydatki większe niż zarobki, że nie starcza im do pierwszego – więc muszą robić rzeczy, których nie chcą i nie lubią.

Chciałabym by były wolne i niezależne. W każdej sytuacji. A to się wiąże z umiejętnym gospodarowaniem pieniędzmi i edukacją finansową na dość wysokim poziomie. Na razie odkrywają prostą zasadę – że pieniędzy zawsze jest mniej niż ich potrzeb. I trzeba umieć dokonywać wyboru. Że wszystko kosztuje pieniądze i czas poświęcony na ich zarobienie. Że podjęcie decyzji – zawsze ma swoje konsekwencje. Przykład z naszego podwórka – jeśli wydam kieszonkowe na zabawki – nie będę miała na zjeżdżalnie. Oczywiście nie zawsze jest różowo. Czasami mimo starań potrafię polec i ulec zachciankom córek. 

Jednak z drugiej strony – staram się im powtarzać jak mantrę – że pieniądze to tylko rzecz, narzędzie – a nie cel sam w sobie. Podobnie jak moi rodzice dla mnie – chcę dla nich lepszego życia. I tak jak oni powtarzali mi jakim świetnym rozwiązaniem jest etat – ja truję dzieciakom o dochodach pasywnych, zarabianiu bez poświęcania na tą czynność całego dnia, odkładaniu kapitału na inwestycje, czy odwlekaniu konsumpcji w czasie. Staram się by nasiąkły od małego zupełnie innymi pojęciami, które nie będą je ograniczać – tylko takimi – które dodadzą im skrzydeł

 

Jedna najważniejsza rada dla rodziców odnośnie rozwijania inteligencji finansowej dzieci

 

Kochajcie je i wspierajcie. Dajcie popełniać im błędy i nie wytykajcie każdego z nich. Nie zwiększajcie ich do rangi wieżowca nie do przeskoczenia. Jesteście po to, by wspierać swoje dzieci – a nie podcinać im skrzydła. Nie skupiajcie się na problemach, ale na ich rozwiązywaniu. I tego starajcie nauczyć się dzieci. Nie tylko w kwestii finansów – ale życia w ogóle. I cieszcie się – z każdej chwili, którą możecie razem spędzić. Tak po prostu.

 

I jak Wam sie podobał wywiad z Ula mamonik.pl? Czyli ze mną 🙂 Czekam na komentarze 😀

15 komentarzy

  • Super pomysł na post i bloga. Będę zaglądać tutaj częściej, bo edukacja finansowa dzieci jest niezmiernie ważna już od małego, choć moja córka jeszcze nie kuma co to są pieniądze i zakupy;P ps. podziwiam za poranne wstawanie!

  • Wywiad super 🙂 Właśnie zaczęłam uczyć mojego trzylatka oszczędzania. Dostał skarbonkę, obrał sobie cel – zakup statku z ulubionej bajki i zbieramy. Codziennie pyta czy już ma odpowiednią kwotę, żeby kupić statek. Jestem ciekawa czy go coś nauczy takie zbieranie.

  • Bardzo podoba mi się forma tego wpisu i to, o czym w nim mówisz. W ogóle edukacja dzieci w tym temacie to coś, co chętnie zgłębię i wdrożę w życie z moją trójką.

  • Bardzo fajnie, że coraz więcej osób mówi otwarcie o finansach. Rzeczywiście, ten temat w szkole jest chyba nadal zupełnie nieobecny, więc kto, jak nie my, rodzice, doedukuje nasze dzieci? Bardzo dobry wpis, wiele mi wyjaśniłaś i fajnie, że można Cię nieco lepiej z niego poznać :).

  • Ja nawet na niemieckim czasem liczę z uczniami w euro, ale to wszystko 😉 

    Moje dzieciaki na razie mają skarbonki, myślę, że za rok starszej córce od 1 klasy będzie można wprowadzić formę tygodniowego kieszonkowego. 

    No właśnie to te długi tak bardzo lubią nawracać 🙂 BARDZO 😛 

    Ale z drugiej strony trzeba mieć dużo siły i samozaparcia, aby zawalczyć o lepszy byt dla nas i dla naszych dzieci. Bo któż to za nas zrobi? 

    Szacunek za pracę ze świadczeniami 😉 Ja cały czas zachodzę w głowę, jak wy to obliczacie te dochody za jeden rok, za drugi, te zaświadczenia odochodach, te odliczenia ubezpieczeń, KOSMOS jakiś po prostu hihi 🙂

    • Tak – uzyski i utraty to ulubiony temat każdego pracownika świadczeń rodzinnych i wychowawczych 🙂 Jest jeszcze tak rozreklamowana złotówka za złotówkę w rodzinnych swiadczeniach. Wariactwo jakich mało 🙂

Skomentuj mocno nieidealna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *